Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
Prolog
RobertOrłowskiprzyglądałsięcórcezrozbawieniem.
Zarumienionazwrażeniadziewczynkaodbieraławygraną.
Dumniedzierżyłapluszowegożółtegokurczaka,jakby
tobyłastatuetkaOscara.
PrzyjechalinafestyndoŻuradyLeśnej,rodzinnej
miejscowościżonyRoberta,Renaty.
OpróczOrłowskichprzyszłanafestyncałarodzina
Renaty–jejrodziceorazbratzżonąisynami.
–DlaczegowładzewOlkuszuchciałyzmienićnam
nazwęzŻuradyLeśnejnaZelców?–zapytałaRenata
stojącegooboksołtysa.–Dobrze,żemy,mieszkańcy,nie
zgodziliśmysięnato.
–Oilepamiętam,odprawietrzydziestulatjesteś
mieszkankąKrakowa,anieŻurady–zauważyłRobert.
–Sercemzawszebędęzwiązanazziemiąolkuską.Az
wami,centusiami,łącząmnietylkokontrakty:małżeński
ibiznesowy.Zelców,brr.–Otrzepałasięostentacyjnie.
–Jaktookropniebrzmi.
–LudziomczęstomyliłysięŻurady,bojużjedna
Żuradajestwpowiecieolkuskim–wyjaśniłstojącyobok
sołtys.
–AlenaszajestLeśna–zauważyłaIza.–Mnieteżsię
bardziejpodobanazwaŻuradaLeśna,anieZelców
–powiedziałaIza.–Babciu,atobie?
–Oczywiście,żelepiejbrzmiŻurada–odparłaSawicka.
–Bezsensusątakiezmiany.Popierwszekosztowne,
podrugiekłopotliwe.Każdymieszkaniecmusiałby
zmienićdowód.Pocotokomu?
WisławaSawicka,teściowaRoberta,skończyła
niedawnosiedemdziesiątpięćlat,alenadalbyłazażywną
ienergicznąkobietą.Dosyćwysoka,oszczupłejbudowie
ciałaiszpakowatychwłosach–prezentowałasięjeszcze
całkiemnieźlejaknawiejskąstyranąpracąkobietę.
Pomimoswojegowiekunadalprowadziłamałysklepik
spożywczy.Doniedawnasamawnimsprzedawała,ale
ostatniorodziniewreszcieudałosięnamówićją,żeby