Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
ROZDZIAŁPIERWSZY
Budynekoślepiałbieląwblaskusłońca,aszpaler
wysokichpalmsygnalizował,żemieścisiętuważna
instytucja.RosePalmerścisnęłarękęsyna,wchodząc
zrozgrzanejpopołudniowymsłońcemulicy
dochłodnegoprzestronnegoholu.
Takiegmachyodzwierciedlajączyjąświzję.Jako
archeologwiedziała,żebudowlepozwalająocenić,
doczegowdanejspołecznościprzywiązywano
znaczenie.Wysokiesklepieniaiprostelinieświadczyły
otym,żepracawtymbudynkutraktowanajest
zpowagą.
Mocnotrzymałarękęsynawobawie,żemogąsię
rozdzielićwkłębiącymsiętłumie.Niewidzącrecepcji,
uznała,żenajlepiejpoprosićkogośopomoc.
–
Scusi…
Kobietawbiałejbluziezemblematemszpitala
zatrzymałasięizuśmiechemzwróciłasiędoniej
powłosku.
–
Inglese
–wyjaśniłaRose
.
Wręczyłakobieciekartkępapieru,naktórejjej
włoskaprzyjaciółkaElenazapisałainformacje
oumówionejdlaWilliamawizycie.
–
Ah.Si…
–Kobietazerknęłanakartkęiszeroko
uśmiechnęłasiędochłopca.
Roseprzywykładotego,żeSycylijczycy
najpiękniejszymiuśmiechamiobdarzająmałedzieci.
Williamrównieżtopojął.
–
Terzopiano…
–Pielęgniarkawskazaławindę,ale