Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
Rozdział1
Stojęprzyszafceiczuję,jaknamoimpodkoszulku
wykwitająplamypotu.Przecieżnikttegoniezobaczy,
zapewniamwduchusamąsiebie.Niepod
gigantycznymswetrem,którywłożyłam,anipodniemal
nieprzeniknionągęstwinąmoichwłosów.
Mimotoodciągambrudnożółtądzianinęodpach.
Ranomamarzuciłanamnieokiemizdołałasię
powstrzymaćodwypowiedzenianagłostego,
cozapewnesobiepomyślałażeniezostanęmiss
popularności,przebranazagigantycznykleks
musztardydiżońskiej.
Jesteśgdzieśtamwśrodku?zażartowałatylko
iumilkła,smarująckanapkęmusztardą.
Jejwzrokwędrowałodmojegoswetradomusztardy
izpowrotem.
Takajestsubtelna.
Mamświadomość,żewtymkolorzeniewyglądam
najlepiej.Niepodkreślabarwymoichorzechowych
oczu,niepomagawyróżnićsięwtłumie.Wzasadzieten
konkretnyodcieńbrązowawejżółcidoskonalepasuje
zarównodomoichwłosów,jakidokoloruścianszkoły.
Dlategowłaśniegonoszę.Jeślito,cozamierzamzrobić,
pójdzienietak,jaktrzeba,zdołamwtopićsię
wotoczenieizniknąć,nimktokolwiekzauważy.
TomojanajlepszaprzyjaciółkaJennazmuszamnie,
żebytozrobiła.Wczorajwieczoremłączyłyśmysięprzez
FaceTimezeswoichpokojówmojegotamgdzie
zwykle,ajejwbardzoodległymstanieWisconsin,gdzie