Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
wygodny,miłyiniebyłnigdynarażonynaburze.Dostawszysię
naląd,powrócę,myślałem,niezwłoczniedodomunibysyn
marnotrawny,októrymwspominaBiblia.
Terozsądnemyślitrwałyjednakżetylkotakdługo,jakdługo
huczałaburza.Dnianastępnegowróciłapogoda,wiatrustał,awieczór
nastałcichyipiękny.Morzelśniło,żagleledwowzdymałlekkiwiatr,
azachódsłońcabyłtakcudny,żenigdychybaniewidziałem
podobnego.
Jaksięczujesz,Robinsonie?spytałmniekolegaszkolny
widząc,żewychodzęnapokład.Jużcilepiej…nieprawdaż?
Pewniebałeśsiętrochę,gdyśmytejnocymielipełnowiatruwczapce?
Wiatruwczapce?zdziwiłemsię.Comówisz?Wszak
tobyłstraszliwyorkan!
Orkan?Ha…ha…mójdrogi,orkanwyglądacałkieminaczej.
Mającdobrystatekpodnogamiinależytąprzestrzeńwkołosiebie,nic
sobienierobimyztakiegowietrzyku.Zarazwidać,żejesteśszczurem
lądowym.Chodźże,łykniemysobiepojednym,azarazowszystkim
zapomnisz.
Usłuchałemgoiwistocieniebawemzapomniałemprzyszklance
nietylkooprzebytychprzygodach,aletakżeowszystkichdobrych
postanowieniach.
Przeznastępnychpięćdnipanowałapogoda,ażycienapokładzie
podobałomisięniezmiernie.AleOpatrznośćmiaładlamniejedną
jeszczepróbęitotakstraszliwą,żenajbardziejzatwardziałyzbrodniarz
niemógłbylekceważyćjejdoniosłościorazcudownościocalenia
zpewnejjużzatraty.
Szóstegodniapodróżystanęliśmynakotwicywprzystani
Yarmouth.Odczasuowejburzywiatrbyłzasłabylubteżprzeciwny,
aiterazwiałodtygodniazpołudniowegozachodu,takżeniedałosię
wpłynąćwkorytoTamizy.Wprzystanizebrałosiędużojeszcze
innychstatków,awszystkieczekałynawiatrpomyślny,bydotrzeć
doLondynu.
Pokilkudniachpowiałoistotnieraźniej,apotemnawetsilnie.Ale
przystańwYarmouthmiałasławębezpieczeństwa,anaszalina
kotwicznabyłanowa,przetozałoganiezwracałauwaginapomyślny
wiatrispędzałaczasnapróżnowaniuiwesołejzabawie,gdyżwczasie
takiegostanupogodyustajezazwyczajpracanaokręcie.