Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
–Czujęsię,jakbymprzebiegłmaraton.
–Botakbyło.
–Zawszenajgorszejestczekanie.
–Lauraraczejbysięztymniezgodziła
–skomentowałaześmiechemGeorgia.
–Maszrację.
–Ronanbędziewspaniałymojcem.–WzięłaSeana
podrękę.–ALauratakstraszniepragnęłazostać
matką.–Niekryławzruszenia.Otarładłoniąoczy.
–Niepłacz.–Uścisnąłjejramię.–Wystarczytychłez.
Świeżoupieczenirodzice,ty…wszyscywciąż
chlipaliście.
–Tobieteżzaszkliłysięoczy,twardzielu.
–Bomy,Irlandczycy,jesteśmysentymentalni.
–Ruszyłwstronęparkingu,pociągającGeorgię
zasobą.
–Tojednaztychcech,któremnienajbardziej
ujmują…–Gdypopatrzyłnanią,dokończyła:
–UIrlandczyków.
–Aha.–Uśmiechnąłsiędosiebie.Bardzosprytniesię
wycofała.Byłoprzyjemnie:kapuśniaczek,chłodnywiatr
inowaistotkakwilącawszpitalu.–Przeztenrokbyłaś
tutylerazy,żenależycisiętytułhonorowejIrlandki.
–Teżotymmyślałam.–Podeszlidosamochodu.
–Ico?–zapytałzuśmiechem,otwierającjejdrzwi.
Zmęczeniecorazbardziejdawałoosobieznać,
jednocześnieczułmiłeożywienie.
–Powinnamotrzymaćtentytuł.Albochociaż
–popatrzyłanaparking,szpitalirozciągającesiędalej
miasto–przeprowadzićsiętutaj.Nastałe.
–Naprawdę?–Oparłsięoauto.–Skądcisię