Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
ROZDZIAŁDRUGI
Ożeżty!Weźsięwgarść,Parker!
Zabawne,żewkońcumusiałamnasiebie
nawrzeszczeć.Tak,nawrzeszczeć,boinaczejnie
dałabymradyotrząsnąćsięztegodziwnego
przygnębieniaipowrócićdopoprzedniegostanu
ducha.Determinacjiłowcy,któryudajesię
napolowanie.Wmoimprzypadkuchodziłoopolowanie
nastarocie.
UpałOklahomyczekałtylko,bypochwycićmnie
wgorące,wilgotneobjęcia.Wysiadajączsamochodu,
odrazupoczułamichmoc,azamykającautopilotem,
zauważyłamustawionynatrawieobokdziwacznego
domuogromnystół.Ciągnęłasięprzynimdługa
kolejka,czylibezwątpieniatamwłaśniezgłaszająsię
osoby,którechcąwziąćudziałwlicytacji.Ruszyłam
więcwtamtąstronę,rzucającjednocześnietęskne
spojrzenianastosykartonówpiętrzącychsięzboku
domuiznikającychgdzieśnajegotyłach.Niemogłam
siędoczekać,kiedyzacznęwnichgrzebać.Niestety
najpierw,wiadomo,trzebasięzarejestrować.
Ustawiłamsięgrzeczniewkolejceipochwili,tak
posąsiedzku,zagadnęłamdostojącejprzedemnąistoty
płciżeńskiejowyglądziebardzoszacownejmatrony:
Oj,chybapowinnamzrobićcośztymiwłosami.
Możezwiążęwkitkę.
Możeitakmruknęłamatronaiwachlującsię
ulotkąAUKCJIUNIKATÓW,przemknęłabardzo
krytycznymwzrokiempomniecałej,toznaczy
potarganych,przepoconychwłosach,białym
jedwabnymtopie,którywysunąłsięzespódniczki
biodrówkimarkiGAPwkolorzekhakiibardzokrótkiej,
anakoniecpodługichnogach(bardzogołych).
Podokonaniuoględzinmatronawydałazsiebiejeden