Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
ROZDZIAŁDRUGI
Gabbyczułanaplecachpiekącyból.Ażdotejchwili
tegoniezauważyła.Poziomadrenalinykonieczny
doucieczkispadł.Najważniejsze,żeuszłazżyciem.
–Musimyiśćdalej.–Jejwybawcawyprostowałsię
iwyciągnąłrękę,bypomócjejwstać.
Aleniebyławstaniesięruszyć.Stałanaczworakach
nagrząskimgruncie,wstrząsanadreszczami.Byłajak
sparaliżowana.Niezestrachuczynawetszoku.Żyła!
Wydostałasięztejohydnejdziurywziemi.Wraca
dodomu.Ale…vanHorton.Niewidziałagoodchwili,
gdyporywaczewrzucilijąwrazzJamesemdostudni.
Ajeślinieprzeżył?Zalałasięłzami.Niemogłaich
powstrzymać.
Ledwiesłyszałaprzekleństwoswojegowybawcy,gdy
usiłowałanadsobązapanować.
–Przepraszam.
–Niemusipaniprzepraszać.
Porazpierwszywychwyciłajegopołudniowyakcent.
MożezGeorgiialboKarolinyPołudniowej?Napewno
niezTeksasu.Jejteksaskiakcentzostałjużodkryty
przezjejwspółpracownikówzpółnocy,aleakcenttego
facetamiałłagodniejsząintonację.Pociągnęłanosem,
azanimwytarłagowrękaw,mężczyznapodałjejdużą
bandanęmoro.
–Dziękuję.–Wytarłaniątwarz,wdychajączapach
świeżowypranejbawełny.Odrazusięuspokoiła.
Żołnierzodpiąłpasekhełmuiprzykucnął.
–Hej.–Położyłdłońnajejramieniu.–Dajepani