Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
1.
Pamiętamdzień,gdyporazpierwszyzobaczyłemśmierć.
Byłabladaimiałazmarszczki.Nosiłafioletowąpodomkę,
podktórąchowałabrudnemajtki.Niewidziałemwniej
nicmajestatycznego,leczprzyznaję,naswójsposóbbyła
piękna.Podniecająca.
Mówięci,doskonalepamiętamdzień,gdyporaz
pierwszyzobaczyłemśmierć.Ciepły,wiosennywiatr
napierałnaszybyiwył,przeciskającsięprzezszparypod
drzwiami.Poniebieprzemykałyniewielkieobłoki,
asłońceprzyjemnieogrzewałomitwarz.
Tobyłdobrydzień,bypoznaćśmierć.
Bychwycićzadłońinakłonić,abytowarzyszyła
mijużzawsze.doteraz.
Byćmożetojednoznajpiękniejszychwspomnień
sprawiło,żestałemsiętym,kimjestem.Abyćmoże
chodziocośzupełnieinnego.Zperspektywylatwydaje
się,żecałeżycieukładasięwciągprzyczyn
ikonsekwencji.
Słyszałem,jakwtensposóbująłtojedenzpsychiatrów.
Kolanowskito,Kolanowskitamto…Edmund,Edek,Ed,
Eda,Mundek…
Powiedziałemim,żejestemZimnymchirurgiem.Imię,
którenadanominachrzcie,niestałosięprzyczyną
niczego.No,możepozatym,żeponoćkilkuświętych
Edmundówbyłomęczennikami.Otymmówiłktoś
całkieminny,leczniepamiętamjużkto.
Pamiętamnatomiastswojegobrata.
Miałpucołowatątwarzibłękitneoczy.Jegorzadkie
blondwłosybyłyzmierzwione,anapełnychwargach