Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
oto,cojedzą.
Kjongnależaładotych,którenigdynieprzywiązywały
szczególnejwagidotego,coiilejedzą.
Podczasposiłkużadnaznichniewyrzekłasłowa.
NawetpokolacjiHonghwa-dysponującanaprawdę
pięknymgłosem-pozostałamilcząca.Kjongrozluźniła
szarfęuswejszerokiejspódnicyiwyszłanadrewnianą
werandęokalającądom.Pogrążonawmyślach
przechadzałasiętamizpowrotem.Naciemnymniebie
lśniłrożekksiężyca,aliścierosnącejprzyogrodzeniu
jujubyodbijałysrebrnyblaskjegopromieni.Wpobliskich
krzewachrozległsięświergotpokrzewki.Kjongzanuciła:
Juższumiąwierzby,
jużptakiskacząwesoło,
dniwiosennenadeszły…
Przestałanucićizawołałaprzyjaciółkę:
Honghwa!
Tak,mojadroga?
Kjongjednakniepowiedziałanicwięcej.Honghwa
tylkospojrzałananiąinatychmiastzrozumiała,oco
chodziło.Oparładłońoframugędrzwiiuderzającwtakt
zawtórowałaczystymsmutnymgłosem:
Ośnie!Bezlitosnyśnie!
Czemużmigozabierasz?!
Dlaczegomnienieobudzisz,
zamiastmigozabierać?!
Wgłosiezabrzmiałyterazbardziejzachęcającenuty:
Proszę,weźmniezesobą,
weźmniezesobą,proszę,
tam,gdziemieszkasz,
dostołecznegomiasta.