Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
1
Wgłąbzombicznejnory
Sześćmiesięcytemu
–Proszę,Alicjo.Proszę.
Leżałamnakocuzadomem,plotącwianekdlasiostry.
Naniebieświeciłosłońce,apuszystebiałechmurysunęły
niczymduchypobezkresiebladegobłękitu.Wdychającciężką
wońwiciokrzewuilawendy,typowądlalatawAlabamie,
dostrzegałamkilkaniewyraźnychkształtów.Długąwielonogą
gąsienicę.Motylazpostrzępionymskrzydłem.Tłustegobiałego
królika,którybiegłwstronędrzewa.
WokółmnietańczyłaośmioletniaEmmawbłyszczącym
różowymkostiumiebaletnicy;kucykipodskakiwałyjejprzy
każdymruchu.Stanowiłaminiaturowąwersjęnaszejmatki
icałkowiteprzeciwieństwomojejosoby.
Obie,mojasiostraimatka,wyróżniałysiędługimilśniącymi
czarnymiwłosamiicudownymiskośnymizłotymioczami.Mama
byłaniska,miałaniespełnastopięćdziesiątosiemcentymetrów
wzrostu;wątpiłam,czyEmmawogóledorównajejpodtym
względem.Aja?Kręconeblondwłosy,dużeniebieskieoczy
inieprawdopodobniedługienogi.Przystusześćdziesięciu
pięciucentymetrachwzrostubyłamwyższaniżwiększość
chłopcówwnaszejszkoleizawszewyróżniałamsięfizycznie
–dokądkolwiekbymposzła,nieodmiennieprzyciągałam
zdziwionespojrzenia,któremówiły:alezciebieżyrafa.
Chłopcynigdysięmnąnieinteresowali,aleniezliczę,ilerazy
widziałam,jakktóryśznichślinisięnawidokmojejmatkialbo
–coprzyprawiałomnieomdłości–gwiżdże,gdysiępochylała,
żebypodnieśćcośzziemi.
–A-li-cjo!–Emmapojawiłasięumegobokuiprzytupnęła,
byzwrócićnasiebieuwagę.–Słuchaszmniewogóle?
–Kochanie,przerabiałyśmytoztysiącrazy.Twójrecital
zaczniesięzadnia,aleskończypozmroku.Wiesz,żetatanigdy
niepozwolinamwyjśćzdomu.Amamazgodziłasięnatwój
udziałwzajęciachpodwarunkiem,żesięniezezłościsz,kiedy
sięokaże,żemimowszystkoniebędzieszmogławziąćudziału
w...jaktosięmówi?Recitalu.