Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
Nic,aniwygląd,anigłos,anipewnośćruchównie
zdradzałysędziwegowieku.Nawetnastewardesę
popatrywałzezgołaniestarczymbłyskiemdużych,
sarnichoczu.Atoliwszystkieteobserwacjepoczyniłem
niecopóźniej.Zrazuignorowałemjegoobecność.Dopiero
postarciecoswoimzwyczajemuważnieobserwowałem
powzniesieniusięponadumiarkowaniegęstetegodnia
obłoki,zainteresowałemsięznależnądyskrecją
sąsiadem.Kartkowałkolorowy,obcojęzycznymagazyn.
Widoczniejakimśukrytymzmysłemwyczuł,żezwróciłem
nańuwagę,możenawetczekałnato,bospojrzałnamnie
zżyczliwymuśmiechem.
Panpozwoli,żesięprzedstawię.NazywamsięDawid
Schatz.LecędoLondynu,powiedzmy,żewcelach
turystycznych.Proponujędrinka,nieodmówipan,
prawda?Todobrzerobinatychwysokościach.PaniGosiu
zwróciłsiędostewardesyakuratpchającejswójwózek
oboknasimającejprzypiętądofartuszkasporąplakietkę
znapisem:MałgorzataJakaśtam.Zechcenampani
podaćszkocką.Podwójną.
Wzrokteżmiałzgołaniestarczy.
Sumitowałemsięsłaboibezprzekonania.Miałemochotę.
Miałemteżwiecznekłopotyzgotówką.Wymieniłem
swojenazwisko:
LeonBrofelt.JazprzyjacielskąwizytądoOxfordu.Trzy
godzinyautobusemzlotniska.
Uścisnęliśmysobiedłonie.Jegowielka,sucha
imuskularnarękawżadnymrazieniezdradzaławieku,
asiłauściskubardziejprzypominaławymoszczone
szlachetnąskórąimadłoniżstarcząsłabość.
Sączyliśmytedytrunek(byłapowtórka,ajakże)
igawędziliśmyowszystkimioniczym.Ottakiesobie
niezobowiązującepogwarkiprzygodnychpasażerów.
Snadźwygadałemsię,żemamcośwspólnego