Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
Zdjęłapłóciennypasprzysłaniającyusta,ukazując
ładną,doj​rzałątwarz.
Oczy​wi​ścieod​parła.
Kuzynkimówiącejednaprzezdrugąnajejznak
wskoczyłydowozuizamilkłyonieśmielonemiękkością
poduchibogactwemmateriiwśrodku,upiętych
iuło​żo​nychni​czymwko​ścieleprzyja​kimświę​cie.
Nieusadowiłysięjeszcze,kiedykonnyodzamkunas
dogonił.Fryderyk!Ucieszyłamsięnawidokkuzyna.Ten
podjechałdowolnotoczącegosięwozuiskinąłnamnie.
Wychyliłamsięlekko,wtedyonpochwyciłmniezakark,
przyciągnąłdosiebie,mocnopocałowałwusta
iuśmiech​niętypo​ma​chałmizdrogi!
Żegnaj,Andlein!Amiłujtamkogo!Iuśmiechajsię
wię​cej!za​wo​łałipo​gnałdozamku.
Przysiadłamnapodłodzezadziwionaniepomiernie,
pannyjęłychichotać,matronaudawała,żepatrzygdzie
indziej.MałaBarbarawtuliłasięwemnie.Gładziłamjej
grubywarkoczprawieprzezćwierćmili[13],nimwóz
opu​ścićwszyst​kiemu​siały.
Wychylałamsięmocnozwozuzakuzynkami
biegnącymidozamku,kiedystarszamatronadotknęła
delikatniemegoramieniaiuśmiechnęłasię,mrużąc
oczy.
Usiądźpaniwy​god​nie.Drogaka​mie​ni​staistroma.
Toby​łaśty,paniwłaźni?za​py​ta​łam.
Jaod​parła.
Po​je​dzieszzemnądoKra​kowa?
Po​jadę.Inieopusz​czę.Uśmiech​nęłasię.
Pocieszonausiadłamposłusznieiwyjęłamzzagorsu
błękitnąchustkęwniezapominajki.Ścisnęłamwdłoni.
Ta,dlaktórejbyłaprzeznaczona,nieprzyjechała,bymnie