Ryokopopatrzyłanamojegotatęwzrokiempełnymprzerażenia.
Wiedziałem,żejużnigdywięcejsięniezobaczymy,chyba
żewsądzie.Potym,codzisiajzrobiłem,najejmiejscuwyjechałbym
zmiasta.
Kiedywyszła,tatozamknąłdrzwi,anastępnieprzekręciłklucz.
Szybkoschowałemgłowęzpowrotemdopokoju,wnadziei,żemnie
niedostrzegł.Wiedziałem,żeczekamnieprzesłuchanie,
ipodejrzewałem,żerodziceniezachowająbezstronności.
Czasrozpocząćgrę…
Jednymsusemrzuciłemsięnałóżko,niefortunnieuderzając
piszczelemwjegokrawędź.Zabolało.Zacisnąłemzęby.Wciemności
niewidziałem,corobię,alewtejsytuacjiniemogłemsobiepozwolić
naostrożność.Liczyłosiętylkojedno:czas.Musiałemdziałaćszybko.
Zdjąłemkoszulęicisnąłemjąnakrzesło,któregoniebyłojużwidać
spodstosubrudnychciuchów,następniezawinąłemsięwkołdręjak
wkokon,potrząsnąłemgłową,abyrozczochraćwłosy,ułożyłemsię
napoduszce,zamknąłemoczyiuspokoiłemoddech.
Trzy,dwa,jeden…
Rodzicedelikatniezapukalidodrzwi.Kiedynieodpowiedziałem,
klamkaopadłaiobojeweszlidośrodka.
–Kotku,onśpi–szepnęłamama.
–Oczywiście,żenieśpi.Nieznasznaszegooszusta?–zaśmiałsię
tato.
Dlaczegowtakichmomentachzawszenachodzimnienieodparta
ochotanaśmiech?!Danny,nieróbtego,upomniałemsięwmyślach.
Zachowajpokerowątwarz,niezdradźsię.
–Wstawaj,chłopie!–Tatowłączyłświatło,śmiejącsię
złowieszczo.
Okej,tato,skorotakzemnąpogrywasz,czaswejśćnakolejny
poziom.Nazywasię„wywoływaniepoczuciawiny”.Zdoświadczenia
wiem,żenieistniejelepszysposóbnazłagodzeniekaryniżsprawienie,
abyrodzicepoczulisięwinni.
Wydałemzsiebiekilkajękówiudałempotwornieoślepionego.
–Coznowu?Miałembardzomęczącydzieeeń…–Tuwstawiłem
udawaneziewnięcie,poczymusiadłemnałóżku.–Niemożnawtym
domuodpocząć,skandal.Jestśrodeknooocy…–Ziewnięcienumer
dwa.
Rodzicewymienilispojrzenia.Wzrokmamymówił:„Zostawmy
gowspokoju,biedaczyskomusisięwyspać”,coprzynajmniej
nachwilęspacyfikowałotatę.Jedendozeradlamnie.Tatozwiesił