Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
Zastrzeliłeśswojąmatkęiojcaijeszczemaszczelność
pytać,coimsięstało?!tymrazemkrzyczałkomisarz.Je-
śliliczysznato,żeodstawiąciędowariatkowa,tosięgrubo
mylisz!
Nieżyją?chłopakwytrzeszczyłoczyzezdumienia.
Mama?...Tata?...łapczywienabierałpowietrza.Więcto
jednakniebyłsen...szepnął.
NieBanaśzrozumiałtoopatrznie.Toniebyłsen.
Idziemy.
Cudnyniezdążyłjednakpostawićnawetkroku,stracił
świadomość.GdybypodkomisarzWitkowskiniebyłzaję-
tytrzymaniemdeskorolki,byćmożezdążyłbypodtrzymać
padająceciałochłopakaiuchronićjeprzedosunięciemsię
nadyrektorskiebiurko.Ponieważjednakmiałwzwyczaju
pilnowaćdowodówrzeczowychjakwłasnegooka,niemiał
szansynasprawnąreakcję.
Mimożeobajpolicjancinieodczuwaliśladusympatii
donastolatka,nagłuchydźwiękuderzeniagłowąwkantbla-
tusięwzdrygnęli.
ProszęnatychmiastwezwaćpogotowieratunkoweBa-
naśzareagowałbłyskawicznie,otwierającdrzwidosekre-
tariatu.WtymczasieWitkowskiklęczałjużprzyCudnym
isprawdzałpuls.
Rozdział4
Kiedykaretkaprzyjechała,Cudnysiedziałjużnakrześle
iszlochał.Policjanciwprowadziliratownikówmedycznych
wtemat,samistanęliwdrzwiachdosekretariatunawypa-
dek,gdybychłopakowiprzyszładogłowypróbaucieczki.
CozaskurwielWitkowskitaksięrozgadał,żewy-
rabiałnormęnakilkatygodninaprzód.Zzimnąkrwią
31