Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
zajebałstaruszków,wysadziłwpowietrzechałupę,mało
brakowało,arozpierdoliłbypółosiedlaitakiecyrkiod-
stawia!
GranapsychicznegooceniłchłodnoBanaś.Bystry
jestipewniewydajemusię,żewie,cotrzebazrobić.Alejed-
notrzebamuprzyznać.
Normabyłajużjednakwyrobiona,więcWitkowskitylko
podniósłlewąbrew.
Machłopakaktorskitalentkomisarzkontynuował
myśl.Tylerobięwtrupach,aletakiejgrytojeszczeniewi-
działem.Jakbymniezobaczył,tobymnieuwierzył,żemoż-
nazemdlećnazamówienie.Atyjaksądzisz?
Witkowskinaglepostanowiłoszczędzaćnaśrodkacheks-
presjisłownej,botylkopotaknął.
Ijak,panowie?rzekłBanaśwstronęratownikówme-
dycznych.Możemygozwijać?
Uderzyłgłowąwbiurkojedenzratownikówpokiwał
przeczącoawczorajdoznałwstrząśnieniamózgu.Musimy
gozabraćnabadania.
Wtakimraziepanpodkomisarzpojedziezwamirzucił
twardoBanaś.Spotkamysięnamiejscu.
*
DyrektorMacer,dowiedziawszysięowypadku,wpadłdo
gabinetujakprzeciąg.Niezdążyłjednaknicpowiedzieć,
usadziłogogroźnespojrzeniekomisarzaBanasia.
Jadęnakomendę,więcbędęsięstreszczałrzuciłchłod-
nopolicjant.Dobrainformacjajesttaka,żechłopakowinic
poważnegosięniestało.Doweselasięzagoichciałzażarto-
wać,alewyszłomarnie.Znaczy,niedojegowesela,boon
weselaraczejmiećniebędzie.
Dyrektorspojrzałpytająco.
PańskiuczeńzostałzatrzymanypowiedziałBanaś.
Wczoraj,najprawdopodobniejpopołudniu,jegorodzice
32