Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
miętałemwtamtejchwili–zamyśliłsię.–Dopierorano
miałemtakidziwnysen,żerodzicenieżyją,bowdomu
byłpożar.
–Sen,powiadasz?...Pożar?...–Witkowskispojrzałznaczą-
conaBanasia.–Opowiedzdokładnie,cocisięprzyśniło.
–Jaksięobudziłem,tojużbyłotylkokilkaobrazków.Je-
denbyłtakinajbardziejwyraźny–Cudnyprzymknąłoczy.
–Dombyłoświetlonylampkami,panowałaprzejmującaci-
szainagleszybyeksplodowałyogniem,adachażpodskoczył
dogóry.Potemwszystkozaczęłopłonąć,nawetdrzewa.
Banaśrzuciłszybkimspojrzeniemwkierunkupodkomisa-
rza,zaśnagłospowiedział:
–Itowszystkocisięprzyśniło?
–Tak–potwierdziłkolejnyrazWally.
–Poczekajtu–BanaśkiwnąłgłowąnaWitkowskiego.
Policjanciwyszlinakorytarz,staranniezamykajączasobą
drzwi.
–Gówniarzpodałzaskakującoszczegółowyopispoża-
rujaknaczłowieka,którywtymczasieleżałnaszpitalnym
łóżku,nieprawdaż?–rzekłBanaś.–Chybażejakimścudem
zwinąłsięstamtąd,pojechałdodomui...
–Wewnątrzbyłotylegazu,żemusiałsiętamzbieraćconaj-
mniejkilkagodzin–zauważyłWitkowski.
–Fakt–przyznał.–Mógłustawićpiekarnikzarazpoza-
strzeleniurodziców,wpaśćpodsamochód,żebysobiewy-
robićalibiapóźniejurwaćsięzeszpitala,abypopatrzeć
naswojedzieło.Wybuchbyłkoło4.00,zdążyłbywrócić
przedpobudką.
–Sprawdzęwszpitalu,czybyłtamcałąnoc.Popytamteż,
czyktośzamawiałtaryfęmiędzyprzyjęciemchłopakanaod-
działi4.00,dlapewności5.00.
–Nie,wyślijtamkogośinnego–poleciłBanaś.–Jesteśmi
potrzebnytutaj.
40