Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
miętałemwtamtejchwilizamyśliłsię.Dopierorano
miałemtakidziwnysen,żerodzicenieżyją,bowdomu
byłpożar.
Sen,powiadasz?...Pożar?...Witkowskispojrzałznaczą-
conaBanasia.Opowiedzdokładnie,cocisięprzyśniło.
Jaksięobudziłem,tojużbyłotylkokilkaobrazków.Je-
denbyłtakinajbardziejwyraźnyCudnyprzymknąłoczy.
Dombyłoświetlonylampkami,panowałaprzejmującaci-
szainagleszybyeksplodowałyogniem,adachpodskoczył
dogóry.Potemwszystkozaczęłopłonąć,nawetdrzewa.
Banaśrzuciłszybkimspojrzeniemwkierunkupodkomisa-
rza,zaśnagłospowiedział:
Itowszystkocisięprzyśniło?
TakpotwierdziłkolejnyrazWally.
PoczekajtuBanaśkiwnąłgłowąnaWitkowskiego.
Policjanciwyszlinakorytarz,staranniezamykajączasobą
drzwi.
Gówniarzpodałzaskakującoszczegółowyopispoża-
rujaknaczłowieka,którywtymczasieleżałnaszpitalnym
łóżku,nieprawdaż?rzekłBanaś.Chybażejakimścudem
zwinąłsięstamtąd,pojechałdodomui...
Wewnątrzbyłotylegazu,żemusiałsiętamzbieraćconaj-
mniejkilkagodzinzauważyłWitkowski.
Faktprzyznał.Mógłustawićpiekarnikzarazpoza-
strzeleniurodziców,wpaśćpodsamochód,żebysobiewy-
robićalibiapóźniejurwaćsięzeszpitala,abypopatrzeć
naswojedzieło.Wybuchbyłkoło4.00,zdążyłbywrócić
przedpobudką.
Sprawdzęwszpitalu,czybyłtamcałąnoc.Popytamteż,
czyktośzamawiałtaryfęmiędzyprzyjęciemchłopakanaod-
działi4.00,dlapewności5.00.
Nie,wyślijtamkogośinnegopoleciłBanaś.Jesteśmi
potrzebnytutaj.
40