Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
RozdziałIV
Mieszkaniejeszczedługospało.MimożepokójJeremiego
znajdowałtużprzywejściu,jegowłaścicielzazwyczaj
zostawiałdrzwilekkouchylone,więcwszelkienuty
zapachowe,którewydzielałonastoletnieciało,wlewały
siędocałegownętrza.Pot,kilkudnioweskarpetyspod
biurka,ejakulat,dotegokebabichipsy.Powalający
bukiet.Wsalonieikuchnizkoleidośćnatrętniedrażniły
nosnutywczorajszegowina.Niedopite,pozostawione
wkieliszkachrankiemokazałosięatrakcyjnym
siedliskiemdlaowocówek,któregziłysię,pływałyalbo
spacerowałyposzklanychkrawędziach.
Odaromatycznegokolażuzakręciłojejsięwgłowie.
Znowuzaczęładrżeć.Wypitanaczczokawa,
nieprzespananociwnioski,doktórychdoszła,drażniłyjej
neuronyiwprawiaływnerwowedygotanie.Włożyła
oversizeʼową,beżowąbluzęzkapturem.Załadowała
zmywarkę,odsłoniłaokna,przewietrzyławnętrzeizabrała
siędoprzygotowywaniaśniadania.Możejednak
tajaglanka?Tojedyne,cowychodzijejdoskonale.
Wsumiedawnoobiecałaswoimobserwatorkom,
żeprzygotujelajwa,jakugotowaćkaszęjaglanątak,żeby
nutagoryczkiniebyławyczuwalna.Dziśjestcałkiem
dobreświatło.Musitylkopokolorowaćtwarz,żeby
przykryćszarośćnieprzespanejnocy.
Szłojejcałkiemnieźle.Zsukcesemprzebrnęłaprzez
prażenienapatelni,gotowaniedomiękkościwodapół