Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
aromatyczna,smakowitafałszywiewoń.Ogieńszybkoprzeskoczył
nasuchejakpieprzdeskipowały,zacząłpełgaćcorazwiększą
powierzchniąirozlewaćsięposuficiejakłagodnafalanajeziorze.
Dziewkanicniewartabyła!Atymichłopakazadźgałeś!
wrzeszczałCzarny,wymachującpochodniątak,jakbychciałnią
zdzielićkarczmarzaprzezłeb.Tenjednakuchylałsięcałkiem
zgrabnie.Wswoimszaleństwieniewidziałrozszerzającegosiępożaru,
dymjednakstawałsięcorazgęstszyizacząłdusićludziwśrodku.
Wysypalisięprzedkarczmę,kaszlącikrztusząc,wcale
nieotrzeźwieni.Zataczalisięizcorazwiększązaciętościąkłócili
równieżmiędzysobą,zadziwiającozgodniwtemacietychawantur:
któreżonyidziecibardziejrobotne,aktóredoniczegosięnienadają.
Resztawsizaczęłasięzbiegać,byratowaćkarczmęzpożaru,dym
bowiemkłębiłsięcorazwyżej,dającznak,żepożarznaczny.Zamiast
jednakrzucićsiędostudniipowiadra,wszyscyzadziwieni
przystawali,przyglądającsięzajadłejkłótniniedawnychgości
karczmy.Cizaś,wswoimnieopamiętaniucorazmocniejsi,nistąd
nizowądzaczęliztłumuprzybyłychwyciągaćnachybiłtrafiłcudze
kobietyidzieciitłucjebezlitości.Corazmocniej.Ijuż
nietylkopięściami.Wruchposzłydeski,pałkiinoże.Nagleplac
przedkarczmązabarwiłsięnaczerwono,podobniejakliściedrzew
nieopodal.Wokółzapadładziwacznacisza,wktórejszalałtylkopisk
ikrzyktorturowanychniewinnychistot,nawetptakizaprzestałyswoich
treli.Coponiektórzyotrząsnęlisię,niezbytpewniepróbowali
odciągnąćofiaryodoprawców,aleszybkosamistawalisięcelem.
DobrasiedziaławtedynagankuLutnika,ćwiczyłaswojąulubioną
ostatniopieśńzbardzoskomplikowanymiakordami.Grała,cichosobie
nucąc.Czułaspokój,którydawnoniegościłwjejduszy.Nagle
naganekwyszedłzaniepokojonyLutnik,spojrzałwstronęwsi,osłonił
oczyiprzerażonyszepnął:
Omuzy,cotamsiędzieje…
Dobraprzestałagrać,podniosłasięirównieżspojrzała
wewskazanymprzezmężczyznękierunku.Zbladłajakśnieg.
Niewypuszczająchitaryzrękipuściłasiębiegiem.Lutnikpobiegł
zanią,znaczniewolniej.
Dokąd?krzyczał.Gdziepędzisz?Niewiesz,cotamsię
dzieje!