Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
Wchodzącnawłaściwepiętro,usłyszałemtrzaśnięcie
drzwi,apodłuższejchwilizachrypnięteUdziękuję”,rzu-
conewcalenieodniechcenia,alepocichu,zpoczuciem
wielkiegowstydu.
BezdomnychbyłowPetersburgubardzodużo.Ajaod
dzieciństwanaichwidokpłakałem.Matkanajpierwsię
dziwiła,apotemzaczęłanosićzesobąspecjalnąchus-
teczkędonosa,takązmateriału,nieżadnąpapierową,
dojednorazowegoużytku.Tamojachusteczkabyłanie-
bieska,zbordowymirombaminabrzegach,niezżad-
nymikwiatuszkami.Tobyłamęskachusteczkatak
nazwałamatka.Niewiedziałem,czytanazwamiała
pohamowaćmojecałkiemniemęskiewzruszenie,czypo
prostudodaćotuchy,kiedyzaczynałemsięrozklejaćna
widokbrudnych,cuchnącychobywateli.Zachrypnięte
Udziękuję”pocichuwtargnęłodomojegoserca,kiedy
zamykałemzasobądrzwi.
Wszedłemdośrodka.Ciasnyprzedpokój,wktórym
wzupełnienieprzewidywalnysposóbmieściłysię:ro-
werustawionypionowonatylnymkole,trzylitrowe
słoikizsokiempomidorowymdomowejroboty,dwa
kartonyzksiążkamiijeden,zawszeotwartyzwrzuca-
nymibylejakzimowymibutami.Kilkaparszpilekbyło
ustawionychnapółce,przymocowanejdopokrytejta-
petąściany.Takistudenckidobytek.Bywałemtuodnie-
dawna.Zawszestarałemsięczmychnąćczymprędzej
dokuchni,wktórejprzeważniektóryśzdomowników
alboodwiedzającychstałprzygarach.
O,totypowiedziała,stojącwcalenieprzygarach,
alenadługimstolekuchennym,wszerokimrozkroku,
wieszającpranienarozciągniętychbiałychlinkachtuż
15