Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
ROZDZIAŁPIERWSZY
Z
najdowaliśmysięwzasięgujęzorówpotwora.Stałwpatrzony
wnaszeszyje,awjegoskurczonymmózgukłębiłysięmordercze
fantazje.Powietrzebyłoprzesyconejegoapetytem.Głucholcerodzą
sięgłodneduszosobliwców,aterazmiałnasprzednosem,jakdania
wstołówce.Addisonwielkościmaleńkiejprzystawkidzielnietrwał
umoichstóp,zogonemnasztorc.Emmaopierałasięomnie,wciąż
zbytoszołomionapowstrząsie,żebywykrzesaćzdłonicoświęcejniż
tylkozapałczanypłomyczek.Zaplecamimieliśmyzniszczonąbudkę
telefoniczną,acałastacjametraprzypominałanocnyklubpoataku
bombowym.Parazwysadzonychrurbuchałaześwistemwupiornych
kłębach,roztrzaskaneekranyzwisałysmętniepodsufitem.Wszędzie
dotorówzalegaławarstwarozbitegoszkła,migająchisterycznie
wstroboskopowymświetleczerwonychlampalarmowychniczym
dyskotekowakulakilkusetmetrowejśrednicy.Tkwiliśmywpułapce
pomiędzytwardymmuremzjednejstronyasięgającąłydekwarstwą
szklanychodłamkówzdrugiej.Dwakrokiprzednamiczaiłsięstwór,
któremu
wrodzony
instynkt
podpowiadał,
że
należy
nas
rozczłonkować.Mimotogłucholecnawetniedrgnął.Zdawałsię
wrośniętywziemięitylkokołysałsięnapiętachjakalkoholikalbo
lunatyk,zwieszającupiornyłebzpaszczą,wktórejczaiłosię
kłębowiskouśpionychprzezemniewęży.
Tojategodokonałem.Ja,JacobPortman,chłopakzzadupiana
Florydzie.Dziękimniepotwórchwilowonasniemordował,nie
urządzałkrwawejjatkirodemzmrokuidziecięcychsennych