Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
Addisonzrozumiał,ocomichodzi,iwcisnąłsięzpowrotemdo
budki.
Naprawdęmożemypodchodzićdoniegotakblisko?spytał.
Pewnienie.
Ajeślisięocknie,kiedybędziemy…?
Nieockniesięprzerwałemmuznieszczerymprzekonaniem.
Wystarczyniewykonywaćgwałtownychruchówipodżadnym
pozoremgoniedotykać.
JesteśteraznaszymioczamipodkreśliłAddison.Niech
optasznośćnadnamiczuwa.
Podniosłemdługi,poręcznykawałszkłaiwsunąłemdokieszeni.
Bezpośpiechuprzysunęliśmysiędwakrokidościanyiprzyciskając
plecydozimnychkafelków,ruszyliśmywkierunkugłucholca.
Widziałem,jakwodzizamnąwzrokiem.Pokilkukrokachpoczuliśmy
smródpotwora,takodrażający,żeoczyzaszłymiłzami.Addisonsię
rozkaszlał,aEmmazasłoniłanosdłonią.
Jeszczetrochęmruknąłem,zmuszającsiędozachowania
spokoju.
Wyciągnąłemzkieszeniszkłoiująłemjeniczymnóż,apotem
zrobiłemjeszczejedenkrok,inastępny.Znajdowaliśmysięterazna
wyciągnięcierękiodgłucholca.Słyszałem,jakjegosercełomocze
wpiersi,zkażdymnaszymkrokiemcorazgwałtowniej.Stwórsię
napinał,walczączcałychsiłokontrolę,którąmunieporadnie
odbierałem.
„Nieruszajsię”wyszeptałempoangielsku.„Mamcię.Kontroluję
cię.Nieruszajsię”.
Wstrzymałemoddech,wyprostowałemsięizcałychsiłprzywarłem
dościany,wchodzącbokiemwprzesmykpomiędzymurem
agłucholcem.
„Nieruszajsię,nieruszajsię”.
Jedenpowolnykrok,drugi,trzeci.Nadalnieoddychałem,