Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
zkrzesła,włożykurtkę,którąprzedchwilązdjął,ipojedzie
naŁękno.Zamknąłoczyiwyobraziłsobiemorze.
Spokojne,leniwe,bezfal,zatobezkresneioołowianym
kolorzewody,wktórejodbijałosięzaciągnięteszarymi
chmuraminiebo.Plażabyłapusta.Ktochciałbyprzyjść
naplażęwtakąpogodę?
Rędziabychciał.Dałbynaprawdęwiele,żebyznaleźć
sięterazwłaśnietam.
Zadzwoniłemjużdoprokuratury…
Jarecki…Rędzia,nieotwierającoczu,uniósłdłoń.
Jeszczetrzydzieścisekundciszy,dobra?Błagam.
Potrzebujętego.Bardziejniżkawyifajek.
Przecieżtyniepaliszaniniepijeszkawy?
Komisarzodchyliłgłowę,otworzyłoczyizastygł
zespojrzeniemutkwionymwsufit.Morzeodpłynęło,
zanimzdążyłmusiędobrzeprzyjrzeć.Zostałytylkotrzy
prostokątypołaciowychokienwdachubudynkukomendy
miejskiejpolicji.Błękitniebazanimibyłdoprawdymarną
pociechą.
Naprawdę?zapytał.
Wstałisięgnąłpokurtkę.
Ktośzprokuraturyjużjedzie,jakaśnowakobita
chyba,bonazwiskonicminiemówipowiedziałBerdak,
przyglądającmusię.Więcjestszansa,żesięnie
naczekasz.
CieszęsięniezmiernierzuciłRędzia.
Parszywydzień,widzę?
Rędziapopatrzyłnaaspirantaponuro.
Idopierosię,kurwa,zaczął…
***
Rędziazaparkowałprzyczerwono-białejbarierce
zagradzającejdojazddoskrzyżowaniaTrauguttaiWojska
Polskiego.Berdaktymczasemustaliłnamiar
nainspektoranadzoruinwestorskiegoiprzesłał
komisarzowinumer,więcRędziaumówiłsię