Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
garbisiępodciężaremJakubka,aleidzieszybko,tak
szybko,jakjeszczenigdynieszła.Jużsłychaćpłaczbrata
iciężkioddechSurmeny.
Surmenaciężkoopadanaławkę.Jednądłoniągłaszcze
pogłowieJakubka,drugąkładzienajejramieniu.
–Nicsięniestało,nicsięniestało–mówikojącym
głosem.
Aleonaniewierzy.Tamtotoniejestnic.
Słońcezachodzi,wgóryzakradasięciemność.Dora
siedzinaławce,płaczJakubkastopniowocichnie,tylko
czasemzjegopiersiwyrywasięsłaby,urywanyszloch.
PochwiliDorasłyszyjużjedynierównyoddech
znieśmiałymszelestemglutka.Surmenaoddycha
spokojnie,aleręka,obejmującaopiętepaskamitornistra
ramionkaDory,wciążsiętrzęsie.Naszelkachteczki
sądużeczerwoneodblaski,takjakchciała.Duże
czerwonetarczeodbijająceświatło,kiedynanie
poświecić,takiejakmajądzieciakizdołu,zHrozenkova.
JechałypotentornisterzmamusiąażdoUherskiego
Brodu,tobyłozeszłegolata.
Nadichchałupąnaprzeciwległymzboczuzapadłjuż
zmrok,nocwynurzyłasięzzagórypowolnym,
niepowstrzymanymstrumieniem,jakbyktośwylewał
jązBojkovic.
–Zostanieciezemną–mówipochwiliSurmena.
Apotem,kiedyotulająkocemnaposłaniu
zwygarbowanychowczychskór,zapiecem,wcieple,
którezalewająodzewnątrz,aposzklanceparzonego
makutakżeodwewnątrz,odsamegożołądka,Dora
słyszyjeszcze:
–Niebójsię,jakośsobieporadzimy.Będziesz
miza
andzjela
.Źleciniebędzie.Zobaczysz.