Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
1
PannaHelenaKonwickawstałategodniazarazpowschodziesłońca,jakto
zwykleczyniławciągutygodnia.Całydomjeszczespał.Toznaczyspałyjeszcze
bieloneściany,mahonioweszafy,firankimuślinowewoknachideskipodłogi,które
długownoczeszłegowieczorutrzaskały,stękałystrzelającsuchoodczasudoczasu.
Spałatakżesłużbaispałojcieczamkniętyodwewnątrznakluczwswoimgabinecie.
Wielkakroplarosyzwisałazliściawinogradu,skrzącsięjakkryształowakula
chiromantki.PannaHelenazapatrzyłasięwtędrobinękolorowychigiełświetlnych,
zapatrzyłasięażdobóluwoczach,awłaściwieażdozałzawieniaoczu,kiedytakropla
wilgocinarodzonanocązaczęłarozpływaćsięwseledynowejnieostrości.
–Zaraz–powiedziaładosiebiepannaHelena–dlaczegodrżęwewnętrznieod
wczoraj,czemucośmniebudziprzezcałąnoc,dlaczegobojęsię,jaknigdydotychczas
niebałamsię.Tak,śniłamząb,swójząbzłamanyukośnieizakrwawiony,cowypadłz
ustnastulonądłoń.
Jęłaubieraćsiępowoliwprzygotowanyjeszczepoprzedniegopopołudnia
odświętnystrój.Ściągałaznamysłemsznurówkęgorsetumierzącwolnekońce
długościąserdecznegopalca.Tak,znowuprzytyła,choćtylebyłociężkiejpracyod
ubiegłegoroku.
Iniewiadomoczemupowiedziałaraptemnagłos:
–AbozŻydamiobchodzęzawszeNowyRok.
Aledomspałjeszcze.Wdrzewachćwierkałyjużwróbleijaskółkiwyleciałyz
glinianychgniazdpodokapemdworuiwracałystaleukośnymlotemdotychszarych
ziarnistychworków,cowisiałypoddachem.Zaparkiem,zatąresztkąstarych
zaniedbanychdrzew,zaryczałakrowajakparostatekrzeczny.IpannaHelena,moja
babka,zatrzymałasięprzyoknie,ijeszczerazspojrzałanakroplęrosyzzamkniętym
wsobieobrazemświatełświątecznegoporanka,ijeszczerazpobiegławzrokiemwtę
zszarzałą,sierpniowązieleń,zieleńzmęczonądługimlatem,skwaremiwłasną
bujnością.
NapewnosłychaćbyłoprzybliżającysięioddalającyszumWilii,botastara
rzekazataczałatuzaparkiempłytkiepółkolei,żebynadrobićstraconyczas,
przyśpieszałabieguidlategoludzieprzyjeżdżaliczasemzdaleka,żebyposłuchaćjej
szumu,jejmruczenia,jejbełkotliwegogwaru.
–Aniechbędzie,comabyć–westchnęłapannaHelena,choćdobrze
wiedziała,żenicniebędzieitatrzydziestarocznicaminiegnuśnojakwszystkieinne
dotychczas.
Ajajestemjeszczedalekoodmojejbabki,mojejmłodej,alejużzbliżającejsię
podstarzeniebabki,którawstajerazemzdniem,zdniemMatkiBoskiejZielnej,co
byłjejdniemurodzin,aletegoniktniejestpewien,bowtamtychlatachchrzczono
dzieci,jakprzyszłaochota,jakpozwalałozdrowie,alboczas.Ajeszczejestemdaleko
wmroźnejnocypodczujnymokiemkota,któryczarujemojeżycieiniemożenic
wyczarować.
Ajaprzedzieramsięprzezzaułkiczasu,przezdrętwotęwyobraźni,przezmoją
własnąrzekęjakiegośbóluimuszęsięprzedostaćnatamtenbrzeg,domojejbabki,
HelenyKonwickiej,starzejącejsiępowolipannywsmutnymczasie,wposępnej
epoce,wbeznadziejnejchwilibeznamiętnejhistorii,copłyniejakpowódźzanami,
oboknas,przednami.
IjużjestemnadbrzegiemWilii,ciemnozielonejrzekizniebieskimi
zmarszczkaminałagodnejtoni.Jużprzedzieramsięprzezchaszczejakichśroślin,
trawiziół,którychimionniepamiętam,boniemusiałemzapamiętać.Poznajęz
3