Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
–Koniezaprzęgnięte?
–Pewniezaprzęgnięte–iprzesłoniładłoniąszerokootwarteustapełnejeszcze
zadziwiającobiałychzębów.
PannaHelenawyszłanaganek,stanęłamiędzydrewnianymikolumienkami,z
którychodpadałypłatywapna.
–Dokądidę?–spytałaznowusamąsiebie.–Pocoidę?
Inaglezdałosięjejtowszystkobezsensu.Tenstarypokracznypark
przysypanysierpniowympyłem,cowstajezwygrzanychpolnychdróg,toszarawe
niebo,ganekoplecionywinorośląionasamawalczącazziewaniem,którymzaraziła
sięodEmilki.
WtedygdzieśodstronyWiliialbozzalasówpodrugiejstronierzekinadleciał
dziwny,przejmującydźwiękjakbykrzykuogromnychstadptasichalbodalekiego
zawodzeniatłumuludzkiego.PannaHelenaznałajużtenniesamowitydźwięk,albo
jejsięwydawało,żegoskądśpamięta.
Spostrzegłaraptem,żeniewzięłaaniksiążeczkidonabożeństwa,aniróżańca.
Chciaławnagłymporywiewrócićdoswegopokoju,alesięrozmyśliła.
–Widaćtaktrzeba–szepnęła.
Poszłaścieżkąpomiędzywysokimipokrzywamiwstronęzabudowań
folwarcznych.Minęłaniedużystarysad,gdziezgłuchymłoskotemspadałyjabłkajuż
nagrzaneprzezporannesłońce.
PrzedwozowniąozapadającychsięścianachfurmanKonstantyzaprzęgał
konieniedopary,jedenbyłbułanyadrugikary,obachude,zokropnąpralnicążeber
nazaklęsłychbokach,niedoczyszczone,osowiałe.Bryczkateżnieprzedstawiałasię
lepiej.Przechylonabyłanajedenbok,jakbypękłresor,awzaśmieconymsłomą
wnętrzugospodarzyłastarakura,którajużnienadawałasięnarosółiczekałabez
pośpiechunaśmierćnaturalną.
–Niechbędziepochwalony–rzekłfurmanzapierającsiękolanemochomąto,
żebyjezwiązaćrzemieniem.
–Nawiekiwieków.
–Takjajużgotowy,panienko.
–Notoniemacomitrężyć.
–Pośpiejem.Nasiódmąbędziem.
2
Potemjechalikrótkoprzezpolazniezżętymdokońcazbożemirychło
zanurzylisięwlas,zpoczątkuliściasty,apóźniejsosnowy,przetykanyczęstobrzozą.
Ogarnęłaichsilnawońjałowcówimokrychodrosymchów.Konstantyzacinał
skapcaniałymbiczemposuchychzadach,koniezrywałysiędoniezdarnegokłusa,
popierdującwesoło,awtedyfurmanodwracałsięzkozłaispoglądałnaHelenęz
jakimśodcieniemdumyztegozaprzęgu,ztegokłusaiztegoświątecznegoporanka.
–ToileKonstantemulatwybiłotegoroku?–zadawałamutosamopytanie,
którezawszeskracałopodróż.
–Abędziemusistoosiemdziesiątdwa.
–Toznaczy,żeKonstantyjestnajstarszymczłowiekiemnaświecie?–pytała
śmiejącsięHelena.
–Apewnieinajstarszy–godziłsięzpowagąfurman.–Nomówiąludzie,żew
Aponiitojestjedenczłowiekjeszczestarszy.
–AgdzieżtaAponia?–zaśmiałasięciszej,żebynieurazićfurmana.
5