Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
–Stanęłamiobdarzyłamgopoważnymspojrzeniem.
–Nikomuanisłowa,Adrian.Pozatymmamjużkupca
natętorebkęLouisaVuittona,więc…
–AnieDiora?–Uniósłbrew.
–Damnit!–zaklęłam.–Znówpoległamnatakiej
pierdole.
KiedynapotkałampytającywzrokAdriana,łaskawie
wyjaśniłammumojeaktorskiezapędy,nacoodetchnął
zulgą.Mimowszystkochybajednaknieźlemiszło,skoro
ludziecorazczęściejsięnabierali.
Wkońcudotarliśmydopokojuzajmowanegoprzezsyna
państwaFergusson.Adrianzaanonsowałmnie
i…nawejściupotknęłamsięowykładzinę,padającjak
długaustópmojegoszefa.Gdychwyciłamjegodłoń
iuniosłamgłowę,przepraszającyuśmiechnamojej
twarzyustąpiłgrymasowizłości.
–Miłomiciępoznać.–Maksymilianzaprezentował
szeregbiałychzębów.–Efektownewejściatotwoja
specjalność,czymożezrobiłemnatobieażtakie
wrażenie?
–Ażzwaliłomnieznóg.–Wykrzywiłamsię
zniesmakiem.
Niewiedziećdlaczego,obajuznalitozaniezłyżart
iwybuchnęliśmiechem.Odniczegonieświadomego
Adriananieoczekiwałambłyskotliwości,aletendupek
powinienzałapaćironię.Mrużyłamzłowrogooczy,
przekazującmuniewerbalniemoją„radość”znaszego
ponownegospotkania,alezdawałsiętegozupełnienie
dostrzegać.Pogrążyłsięprzezchwilęwrozmowie
zAdrianem,cozirytowałomniejeszczebardziej.
Awięctotakbędziemysiębawić?!Będzieudawał,
żemnieniezna,ijeszczebezczelniepodrywałprzy
personelu?Niedoczekaniejego!
Miałamochotęoznajmić,żeźlesięczuję,poczym
zrezygnowaćzwolontariatu,alewtymsamym
momencieusłyszałam,jakAdrianwspominaażodwóch