Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
paniPatterson,podeszładomnieipowiedziała:„BrianieJohnsonie,
robisztomałostarannie!Zacznijodnowa!”.
Byłemtakskołowany,żeniepotrafiłemjejnawetodpowiedzieć.
„Obudźsię!warknęła,ciągnącmniezaucho.Zniszczyłeś
arkusz!Coztobą?Dodomu,alejuż.Matkajest?”
Zdołałemjedyniewystękać,żetak.Tylewystarczyłonauczycielce,
bywykopaćmniezeszkołynawiatriśnieg.
Odesłaniedodomuprzeznauczycielagwarantowałosolidnelanie,
aleczułemsiętakfatalnie,żekompletnieotymniemyślałem.Szedłem
znanąmitrasązeszkołynaBeechDrive,leczporuszałemsięcoraz
wolniej…nogikompletnieodmówiłymiposłuszeństwa.Niemiałem
pojęcia,cosięzemnądzieje.Zazwyczajwszędziebiegałemsprintem,
aterazledwostałem.Wkońcuusiadłemnachodnikuizwinąłemsię
wkłębek.Brianukzpółnocnegowschoduszykowałsięnaspotkanie
zestwórcą.
Towtedyusłyszałemmiłygłosstarszejpani,któraznalazłamnie
leżącegonaulicy.„Jaksięnazywasz,kochanie?”
Wciążniemieliśmytelefonu,niewspominającnawetosamochodzie,
więcgdydobrasamarytankazDunstonodprowadziłamniedodomu,
mamamusiałazostawićmniesamegoprzedkominkiemipobiec
donajbliższejbudkitelefonicznej,bywezwaćnaszegomiejscowego
lekarza,uroczegostaregodoktoraFairbairna.Powiedziałjej,żezaraz
siępojawi,musitylkozjeśćlunchiskończyćprzyjmowaćusiebie
pacjentów,cozajmiejakieś,nocóż,pięćgodzin.
Wkońcuprzybyłdonasokołopiątejpopołudniu.Dotegoczasujuż
jęczałem,jednocześniesiępociłemiumierałemzzimna,miałemteż
kłopotyzoddychaniem.DoktorFairbairnstwierdził,żejestem
„poważniechory”,anastępniedałmizastrzykwtyłek,żeby
ustabilizowaćmójstan.Zostałzemnądopóźnychgodzinnocnych,
cobyłosytuacjąwręczniespotykaną.„Dzisiajmusiszbyćniczym
dzielnyżołnierz,dobrze,Brian?”.Pamiętam,żewypowiedziałtesłowa
przedzrobieniemmizastrzyku.Potemspytał,czylubięsamochody.
Nocóż,nietylkojelubiłem.Miałem„fiołanapunkcieaut”,jak
stwierdziłkiedyśmójtata.Przynaszejulicybyłotylkojednomorris
minornależącydoszefamojegotaty.Mogłemgapićsięnaniego
godzinami,wyobrażałemsobie,żegoprowadzę,zatracałemsię
wświeciemarzeń.Tatamiałjużtakdośćtego,żeciąglegadam
osamochodachiwypatrujęjakichśnowychprzynaszejulicy,
żepewnegodniaposzedłdomiejscowegowarsztatuispytał,czydaliby