Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
WzięłamnaręcetrzęsącegosięzzimnaHektora
iruszyłamzpowrotemdodomu.Wtedyjeszczenie
przyszłomidogłowy,żeabywejśćdoswojejklatki,
muszęprzejśćobokciała.
Naszczęścieniezatrzymałamsiępośrodkutrawnika.
Zwolniłam,toprawda,jednakdzielniestawiałam
kolejnekroki,równiedzielnieodwracającwzrokodzwłok,
doktórychsięzbliżałam.Dziwnietozabrzmi,alenie
bałamsięstrachu.Tym,czegosięobawiałam,byłocoś
zupełnieinnego,przeciwieństwoprzejmującegolęku,
bozcałychsiłniechciałamprzejśćobokmartwego
człowiekainicniepoczuć.Niechciałamspojrzećnajego
wnętrzności,którepodwpływemuderzeniawypłynęły
naasfalt,itylkowzruszyćramionami.
Przystanęłammetrodnajbliższej,nieustannie
powiększającejsiękałużykrwi.
Patrzyłam,jakprzeznierównościdziurawejdrogi
posokarozpływasięnakilkamniejszychstrumieni,
iodskoczyłam,gdyjedenznichzbliżyłsięniebezpiecznie
bliskomojegotrampka.Skrytywmoichramionach
Hektorzaskomlałcicho,ponieważjakodziesięcioletni
chihuahuaniebyłfanemnagłychruchów.Pogłaskałam
goodruchowo,abysięuspokoił,poczymrozejrzałamsię
dookoła.
Przełknęłamślinę,widzącwoknienaparterzepanią
Zofięgłównodowodzącąemerytkętegoosiedla.
Częściowoukrytazafirankąstaruszkawpatrywałasię
wtrupaumoichstópwielkimijakpięciozłotówkioczami.
Kiedynaszespojrzeniasięspotkały,zaczęłapospiesznie
otwieraćokno.Jazkoleisięgnęłampotelefon,bonie