Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
Zanimruszyłamdodrzwiklatki,odwróciłamsięprzez
ramię.Mimowolniepomyślałamotym,jakladamoment
służbybędązdzieraćzasfaltuciałopodobnąbreję
złożonązroztrzaskanychkościizmasakrowanychtkanek.
P-proszęniemówić,żemniepaniwidziała.
PrzycisnęłammocniejHektoradopiersi,niezdając
sobiesprawyztego,jakwielkapanikapobrzmiewa
wmoimgłosie.
Przecieżniezrobiłaśniczłego,dziecko.PaniZofia
zmarszczyłabrwi,asiwykoknaczubkujejgłowy
przesunąłsięnabok.Onbyłmartwyjużwmomencie
skoku.Przezpięćdziesiątlatbyłampielęgniarką,wiem,
comówię.Niemogłaśmupomóc.
Wostatniejchwilipowstrzymałamsięprzed
powiedzeniem,żeonwcalenieskoczył,tylkoktoś
goztegodachupoludzkuzepchnął.
„Choćnie,wtymniebyłonicludzkiego”.
Wiempowiedziałamcicho.
PaniZofiaoderwaławzrokodtrupaiskierowała
gonamnie.
Aleniechcęmiećnicwspólnegozpolicją,nie…
Rozumiem.Staruszkauśmiechnęłasiędomnie
natyleciepło,nailedałosięwtejsytuacji.Olgai…
Tak,dokładnie.
PaniZofiawycofałasiędopokojuizaczęłapowoli
zamykaćokno.
Wtakimrazieznikajrzuciłanaodchodne.
Japonichzadzwoniłam,więctojapowinnamich
przywitać.