Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
chciałamwyjśćnadziwaczkęspodósemki,costoijak
kołeknadzmasakrowanymmartwymciałem.
„Wezwaniepogotowiawyglądałobyteraznajlepiej”.
Niedzwoń,Kalina,niedzwońrzuciłacichopani
Zofia,którawychyliłasięnaparapetimachnęładłonią,
abymsiędoniejzbliżyła.Jazadzwoniłamodrazu.
Hektor,jakbywyczułmójstres,poruszyłsię
niespokojnie,alepozostałcicho,ajaobeszłamto,
copozostałozeszczupłego,dośćwysokiegomężczyzny.
Zatrzymałamsiędopieronapopękanymchodniku
ciągnącymsięwzdłużbudynku,równolegledoosiedlowej
drogi.
ZwróciłamsięprzodemdopaniZofii.
Widziałam,dziecko,jakciętozszokowałomówiła
dalejstaruszka,kurczowotrzymającsięramystarego
okna.Przezdobrąminutęsiedziałaśbezruchu.
Cóż…tak.Chrząknęłamiskinęłamgłową.
Całąsobąpróbowałamzapomniećotrupie
zaplecami.Wbrewwcześniejszymobawomcośjednak
poczułaminiebyłotonicmiłego.Sądziłam,żepotym,
costałosięzOlgą,chociażtrochęuodporniłamsię
nawidokkrwiiśmierci,żekolejnymrazemjużniedam
sięzaskoczyć,żebędęgotowa.
Atuniespodzianka.
Proszępani,ja…Jamuszęjużwracaćdodomu
powiedziałamniewyraźnie.
Wreszciedotarłodomnieto,czegobyłam
świadkiem.
Wreszciezrozumiałam,żektośwłaśnieumarł.