Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
odwróciłemsięgwałtownie.Przyłożyłemwizjeraparatudooka
ibłądziłemwgórze.Wiadomo,żepłochliwewilgitrzymająsię
korony,niezwyklerzadkosfruwającnaziemię.Wpewnymmomencie
wśródgałęzidostrzegłemjakieśkolory.Fiolet?Czerń?Awięcnie
wilga.Toniejejkoloraniwielkość.Niemogłemzrozumieć.Żaden
ptakniemógłmiećtakogromnychrozmiarów.Możetokilkaptaków
zbiłosięwgromadę?
Wytrwaleszukałemmiejsca,zktóregomógłbymwyraźniejsiętemu
przyjrzeć.Inagle…pociemniałomiwoczach.Miałemprzedsobą
twarzczłowieka,schyloną,uśmiechniętą,szczerzącązęby,amoże
raczejwykrzywionąwgrymasie.Wokularachsłonecznych?Albo?…
Boże!Przeszyłamnieodrazumyśl:trup.Zadrżałem.Oddaliłemsię
odznaleziska,mającnadzieję,żeokażesiętylkooptycznym
złudzeniem,sennymkoszmaremlubwyczynemjakiegośdowcipnisia.
Wróciłempoparuminutach.Twarznieznikła.Przeżegnałemsię
izadzwoniłemnapolicję.
Wyszedłemprzedlasiczekałemwumówionymmiejscu.
Popółgodziniepojawiłsięradiowóz.Zaprowadziłemcałąekipę,
wspomaganąprzezdwapsy,namiejsce.Wskazałemprześwit
wgałęziach,wktórymukazywałasiętwarz.Niemieliwątpliwości,
żeodnalazłemprawdziwegowisielca.Przymierzalisięjakiśczas,aby
wspiąćsięnadrzewo,alewkońcupostanowilizaczekaćnaprzyjazd
strażypożarnej.Oczywiścieniebyłomowyowjeździewtengąszcz
wozustrażackiego.Wruchposzływięcpiły.Abyściągnąćofiarę
uwięzionąwkoronieświerka,trzebabyłoobciąćoddoługałęzie.
Poparuminutachdrzewowyglądałojaklizaknapatyku.
Dostawionodoniegodwiedziewięciometrowedrabinyiściągnięto
wisielca,który,sądzącpowydziobanychprzezptakioczachiogólnym
stanieoszczędzęszczegółowegoopisumusiałtamtkwićodkilku
miesięcy.Takiewstępnediagnozyprzynajmniejusłyszałem