Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
szczęśliwa?
–Widziałam,widziałam–mruknęłaniechętnie.–Alejakie
tomaterazznaczenie,jeślitakbardzojązranił?
–Zranił,atooznacza,żezależyjejnanimbardziej,niżmogłasię
spodziewać–odpowiedziałspokojnymipewnymgłosemHubert.
Chwilępóźniejpohaliodlotówponiósłsiędźwiękkomunikatu
wzywającegodostawieniasiędoodprawyprzybramcekierującej
prostodosamolotu,któregokierunkiembyłaPolska.
HubertmocnotrzymałDominikęzarękę,bydodaćjejotuchy.
Wiedział,żetoostatniechwilejegopozornegoopanowaniaprzed
pojawieniemsięwPolsce.Niebyłtamkilkaładnychlatizbólem
sercamusiałprzyznać,żezupełnienieciągnęłogowteokolice.Oile
samomiastoszaleniegoinspirowałoidodawałoenergii,jakiejnie
potrafiłodnaleźćnigdzieindziejnaświecie,takwizjapobytu
wrodzinnymdomuspędzałamusenzpowiek.
Wkońcuzajęliswojemiejscawdośćciasnymsamolocie.Hubert
nawetniezdawałsobiesprawyztego,żeodpewnegoczasu
toDominika,chcącdodaćmuotuchy,ściskałajegodłoń,podobniejak
onjeszczechwilęwcześniejrobiłtodlaniej.
–Boiszsięlatać?–wyszeptaławprostdouchaukochanego,
jednocześniezaciągającsięulubionymzapachem.–Nicwcześniejnie
wspominałeś.
–Bosięnieboję.
–Todlaczegoodmomentuzapięciapasówwyglądasz,jakbyśbył
przerażony?
DominikaspojrzałanaHuberta.Normalnieskorzystałabyzokazji
ichwilęsięznimpodroczyła,kradnącnakoniecbuziakanazgodę.
Tymrazemjednakczuła,żeniebyłtoodpowiednimomentnadocinki,
chociażniemiałapewności,cobyłotegopowodem.
–Stresujęsię,aleniesamąpodróżą,araczejjejpunktem
docelowym.
–Amanda?
–Amanda,matka–westchnąłipokręciłgłową.–Niemambladego
pojęcia,ocowtymwszystkimchodzi,iszczerzemówiąc,przeraża
mnieto.SkoroAmandaopuściłaIrlandię,musiałowydarzyćsięcoś,
copodejrzewam,żeimniemożezwalićznóg.Możebędzieciciężko
wtouwierzyć,aletoonazawszebyłatąsilniejszą,hmmm,
emocjonalnie?Samniewiem,jaktonazwać.Mimowszystkotrzeba
siębyłonaprawdępostarać,żebywyprowadzićjązrównowagi,agdy
przypomnęsobieostatnidzień,kiedyjąwidziałem…