Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
wsufit.Jedyne,cosłyszałem,towrzaskiiodgłosybójki
dochodzącezzewnątrz;zaścianąkrzątalisięludzie.
Zamknąłemoczyizastanowiłemsięnadswojąsytuacją.
Musiałemznaleźćpracęizdobyćsamochód,
topozwoliłobymiznaleźćnowelokum.Jednarobotadla
Brettaimatkabędziebezpieczna,pomyślałem;później
mogłemdziałaćzgodniezplanem.
Kiedyzsąsiedniegopokojudobiegłyjękirozkoszy
irozległosięwaleniewezgłowiaościanę,wstałem.
Uznałem,żemogęzacząćszukaćpracyjużteraz.
Wyszedłemzbudynkuwcałkiemdobrymnastroju
iskierowałemsiędonajbliższychsklepów,żebypopytać
orobotę.Kilkaosóbwykazałonawetzainteresowanie,
dopókiniepowiedziałem,gdziemieszkam,wtedy
odrazuwszyscysięwycofali.Widoczniebyło
powszechniewiadomo,ktotamprzebywa–szumowiny,
zabijakiimordercy,tacyjakja.Wtrzecimsklepie,
doktóregowszedłem,zacząłemkłamać,mówiąc,
żewłaśniesięprzeprowadzam.Alenieudałomisię
umówićnarozmowęopracę.
Wdalszejokolicymojąuwagęzwróciłozłomowisko.
Postanowiłemwięczrealizowaćswójdrugicel–zdobyć
samochód.
Ruszyłemdomałejprzyczepy,wktórejznajdowałosię
biuro,alepodrodzezatrzymałmniejakiśgość.
–Hej,czegotuszukasz?–zapytał,wycierającszmatą
zatłuszczoneręce.Byłwpoplamionymolejem
kombinezonieiwbejsbolówcedrużynyJankesów
nasadzonejnaczarnewłosy;sprawiałwrażenie
niewielestarszegoodemnie.
–O,dzieńdobry.Eeeniebardzowiem.Maciejakieś