Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
PanBalonzachichotałodrobinęzagłośno,adotegozupełnie
niechcącywyrwałomusięgłośnecharknięcie.Natychmiast
zamarłiwtuliłgłowęwramiona,jednocześnieprzymykającoczy.
Wiedział,żeprzesadza,icośmówiłomu,żewłaśniezachowuje
sięjakdzieciak,alepoprostunieumiałinaczej.Policzkiikark
paliłygozewstydu,czubkiuszuteż,adotegozpewnością
żarzyłysięczerwienią.
Odczekałdłuższąchwilę,poczym,uniósłszyniecotłuste
pośladki,zacząłsięprzesuwaćwstronęwyjściazławki.Tużprzy
samymjejkońcuwciągnąłbrzuchinabezdechuwytarabaniłsię
naśrodeknawy,prostoprzedświecącązoddaliczerwoną
lampkęnadtabernakulum.Światełkooznaczało,żewśrodku,
wtejniepozornejzłotejskrzynce,znajdujesięciałoChrystusa,
więcPanBalonklęknąłpospiesznie–wkolaniestrzeliło,ajakże!
–isięprzeżegnałsięszybko.Następniepoderwałsięnanogi.
Jużmiałsięodwrócićiruszyćwstronęwyjścia,gdynagle
zzakrystiiwyłoniłsięksiądzZygfryd.Miałnasobiestułę,więc
pewnieszedłspowiadać.ByłobytoPanuBalonowinarękę,
boniebyłprzecieżpewienstanułaski,azespowiedziąjest
trochęjakzwitaminąC–niedasięprzedawkować.Wdodatku
dawnoniemielizksiędzemokazjizamienićparusłów,dlatego
teżgrubymężczyznazmieniłzdaniei,zamiastdowyjścia,ruszył
wstronęołtarza.Wtymczasiezzakrystiiwyłoniłsięjeszcze
jedenkapłan,wpodobnymcoksiądzZygfrydwieku,aleniższy
ibardziejkrągły.Wrękutrzymałfuterałnagitarę,któryjednak
zarazodstawił,byprzyklęknąćnaklęcznikuipomodlićsięprzez
chwilęzezwieszonągłową.
KsiądzZygfrydtymczasemdostrzegłjużgrubegomężczyznę
ipozdrowiłgogestem.PanBalonskłoniłsięlekkoichoćdzielący
ichdystanswciążbyłspory,powiedział:
–SzczęśćBoże,proszęksiędza.Będzieksiądzspowiadał?
Kapłanpokręciłgłowąipopatrzyłposobie,jakbydopiero
wtymmomenciezdałsobiesprawęzobecnościstuły.
–SzczęśćBoże,panieAndrzeju.Nie,jużskończyłem.
Spowiadałemprzedchwiląnarzeczonych–wyjaśnił.–Teraz
chciałemtylkopokazaćksiędzuJanowinaszkościół
izaprezentowaćakustykę.KsiądzJanprzyjedzietuwpiątek
zeswojąscholąidadząkoncert.
–Aha–westchnąłniepocieszonyPanBalon.–Notopewnie
przyjdęposłuchać.