Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
odlatmówiono,żezłożazaczynająsięwyczerpywać.Wlesieewi-
dentniewykonywanopróbneodwiertywposzukiwaniukopalin.
Postanowiłem,żeprzejdęcałyzagajnikdoszosyzawioską.
Minąłemniewielkąpolankę,gdzieprzedlatywypasanokrowy.
Dziśporastałygęstetrawska.Ściółkabyłazrytaprzezdziki,któ-
remusiałynieźlesięrozplenić,odkiedywyjechałem.Leśneposzy-
ciejeszczenigdyniewydawałosiętakzniszczone.Liścieipatyki
piętrzyłysięnanieforemnychkupkach,obokgołejziemiprzeora-
nejprzezzwierzęta.Przeciąłembłotnisko,odciskającwnimślady
gumofilców.Dalsządrogętarasowałpowalonybukorazbrzózka,
którąpieńmusiałpociągnąćzasobą.Gigantleżałnaziemiiwy-
ciągałdogórygałęzieniczymdłoniewrozpaczliwymgeście.Żeby
goominąć,musiałemwspiąćsięposkarpiewyznaczającejgranicę
leśnegoduktu.Natrafiłemnakolejnepróbki,czekającenaprzeba-
danie.Ciekawiłomnie,odjakdawnatrwająpraceijakibędzieich
efekt.Ścieżkaprowadziłaprostomiędzyzmizerniałymisosenkami,
którymsuszanajwidoczniejmocnomusiaładawaćsięweznaki,
iwreszciedoprowadziłamniedoasfaltugminnejdrogi.Pierwsze
chałupymajaczyłyniedaleko,tużzazakrętem.
Żebywrócićdodomu,musiałemprzejśćprzezcałąwieś.Miną-
łemnowąremizęstrażackąorazszkołę.Dwanajwiększebudynki
wpromieniukilkukilometrów.Chmarapodrostkówobładowanych
kwadratowymiplecakamiwłaśnieprzebiłasięprzezfrontowedrzwi
iwybiegłanaulicę,byszturmemwziąćpopołudnie.Spojrzałemna
zegarek.Czternasta,konieclekcji.Przypomniałemsobie,kiedytak
jakonedzieńwdzieńznikałemwczeluściachznienawidzonegood
pokoleńbudynku,byposiedmiugodzinachodzyskiwaćwolność.
Biegłemwdółizatrzymywałemsięprzyzielonejfurtce,stanowią-
cejbramępierwszegoparkinguwmoimżyciu.Wprzyklapniętym
domkumieszkałastaruszka,którapozwalałaokolicznejlatorośli
zostawiaćrowerynapodwórku,ponieważkołoszkołyobowiązy-
wałzakaz.Trochęsięjejbałem,więczakażdymrazemprzekrada-
łemsięniczymszpieg,pocichulicząc,żenienapatoczęsięnanią.
21