Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
ROZDZIAŁPIĄTY
MarchmocniejnaciągnęłakapturciepłegofutraIrmy,
którewygrzebałazjejszafy.Byłonaniąoczywiście
zaduże,jakwszystkierzeczywiedźmy,zatodobrze
chroniłoprzedzimnem,gdystałaprzedratuszemFinfolk
oświetlonymrzędemidealnierozłożonychlatarni
ulicznych.Nocbyłagłęboka,lśniącedrobinkiśniegu
wirowałyporuszanegwałtownymwiatrem,smagając
twarzeMarchiCallena.Stojącyprzednimiwdługim
płaszczuOvewogólenieprzejmowałsięzawieruchą.Ani
słowemniewspomniałteż,cozamierza.
Noico?niecierpliwiłasięMarch,gdyspoglądał
naswojącygarnicę.Będziemytakstać?
Dajmikilkachwilmruknął.
WymieniłaspojrzeniazCallenem.Chłopakprzewrócił
oczami,poczymciasnoopatuliłsięszalem,który
wpołączeniuzwielką,wełnianączapkąnadawał
muwygląddziecka.WywoływałotowMarchcoś
pomiędzyuciechąirozczuleniem.
Atakswojądrogą,tojakmaszzamiartamwejść?
spytała.
ToakuratniebędzieproblemodparłOve.Potem
wyciągnąłzcygarnicyswojewahadłoizbliżyłsię
doratusza.Ruszylizanim,aleonwcaleniepodszedł
dodrzwi.Przyglądałsięwzoromwyrysowanym
nagzymsie.
Marchnigdyniesądziła,żeFinfolkmożeokazaćsię
magiczne,anawetgdyjużzrozumiała,żenamagię
możnatudosłownienadepnąć,wciążżywiła
domiasteczkaniechęć,którejsamadokońcanie