Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
–Dziękuję…–Zerknęłanaplakietkę.–Albercie.
Uratowałmipanżycie.Wniektórychegzotycznych
kulturachtobyoznaczało,żejestempańskąniewolnicą.
NaszczęściedlapanażyjemywNowymJorku.Nawet
panniewie,jakikłopotpanaominął.
–BabkapanaBlade’adzwoniławcześniej
izapowiadała,żeprzyślemuprezent.–Roześmiałsię.
–Niespodziewałemsię,żetobędziekobieta.
–Toniejajestemprezentem,leczmojeumiejętności.
Niejestemprzecieżopakowanawsrebrnypapier
iprzewiązanaczerwonąwstążką.
–Spędzipaniwapartamenciekilkanocy?Sama?
–Zgadzasię.–Nicwtymdziwnego.Paigeodczasu
doczasuwpadałananocowanie,alepozaniąEvanie
przyjmowałagościzostającychdorana.Jużnie
pamiętała,kiedyostatniospędziłuniejnocmężczyzna.
Tosięmusizmienić.Zmianabyłanasamymszczycie
listyjejgwiazdkowychżyczeń.–Lucaswróci
wprzyszłymtygodniu,aprzytejpogodzienie
masensu,żebymsięmiotałapomieścietam
izpowrotem.–Spojrzałaprzezprzydymionąszybę
nasypiącycorazgęściejśnieg.–Dzisiejszapogodanie
zachęcadopodróży.
–Wyjątkowaśnieżyca.Prognozują,żewciągunocy
napadadodatkowychczterdzieścisześćcentymetrów
śniegu.Będziewiałozprędkościąosiemdziesięciu
kilometrównagodzinę.Czaszaopatrzyćsięwjedzenie
ibateriedolatarekiwyciągnąćzeschowkówłopaty
doodśnieżania.–Albertspojrzałnajejpakunki,
zktórychwysypywałysięchoinkoweornamenty.
–Wyglądanato,żeniebędziesiępanimartwiła