Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
odżycia,aleniewyciągnęłamznichżadnychwnio-
sków.Gubiłamsięjakzawsze.Wszystkowokółmnie
przytłaczało,gniotło,uwierałojakźleskrojonagarson-
ka.Wprzedpokojustaławalizka,którąrzuciłamnie-
dbale,zanimwybiegłamnałąkę.Podniosłamjąiruszy-
łamdomojegopokoju.Mijająckuchnię,zauważyłam
Marka.Siedział,wlepiającoczywścianę.
–Marek?–spytałamcicho.
Obróciłgłowę.Woczachmiałłzy,płakał,atoniezda-
rzałomusięczęsto.Wtejjednejchwiliodniosłamwra-
żenie,żenacałymświeciejesteśmytylkomydwoje.
Rozbitkowienabezludnejwyspie.
–Przyjechałeś?–zadałamkolejnepytanie.
–Przedgodziną...WróciłemzŁagowa–odpowie-
dział.–Byłemuniego.Atygdziebyłaś?–spytałzwy-
rzutem.–Poczułsięgorzej...Gdybymniewezwałleka-
rza,toniewiem...–zawiesiłgłos.
–Jezu,niepomyślałam!–przeraziłamsię.–Czułsię
dobrze.PozatymbyłaznimciociaMarysia...–broni-
łamsięnieudolnie.
–Tynigdyniemyślisz–burknąłMarek.–Chyba
żeosobie...Zresztą,nicnowego!
Chciałamjużodejść,alewtedyprzyciągnąłmnie
dosiebieimocnoprzytulił.Wypuściłamwalizkęzrąk,
objęłamgomocno.Popoliczkachpopłynęłymiłzy.
Niechciałambeczećniczymrozpieszczonybachor,kie-
dycośidzieniepojegomyśli.
Niechciałamźle.Musiałamodetchnąćświeżympo-
wietrzem,potrzebowałamchwilisamotności.Niemo-
głampatrzeć,jakdziadeksięmęczy.Więcuciekłam,
jakzwykle.
14