Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
siebiezdumnieuniesionągłowąiwzrokiemwbitymprzed
siebie,zgrabnieomijającprzytymspojrzeniechłopaka,
którybyłciąglewniąwpatrzonyzidiotycznym
uśmieszkiemnatwarzy.Przechodzącobokniego,wysiliła
mocnoumysłi…udałosię.
Chłopakpoczułnaramieniuprzenikającychłód,jakby
lódpokryłjegoskórę;tosamouczuciedosięgnęłoteż
tych,pomiędzyktórymiprzeszła.Chwycilisięzaramiona,
czując,jakpieczeichskóra.Wszyscysięzaniąobejrzeli,
jakbezsłowaruszyłaprzedsiebie,pozostawiająctylko
todziwnezjawisko.Osoby,którenaznaczyła,nawetnie
pomyślały,byzaniąpójść,areszta,zwyczajnienicnie
rozumiejąc,patrzyłaposobiezszerokootwartymiustami
ioczami.
Iliananiemogłapójśćsamądrogącoranozeszła
zgórybezpośrednionaterenszkoły,aniechciałasię
wracaćimijaćtejgrupkiuczniów;niechciałojejsięteż
czekać,sięrozejdą.Zdecydowałasięwięcprzemierzyć
samątrasęcowczoraj.
Szłajużdobrągodzinępodwyciągiem,pogodabyła
ładna,powiewałtylkolekkiwiaterek,awoddaliwyłaniał
sięszczytgóry.Naglezniebanajejgłowęspadłaczapa
śnieguzmiękkimtąpnięciem.Spojrzaławgórę
izobaczyła,żenaławeczcektośsiedzi,aobokniegoleży
białadeskazczarnymnadrukiem.
Więctojegośladwczorajwidziałamidlategozjechał
zgórywczorajrano.Dobrze,żeRecemusjeszczenie
wstał,trzebabędziebardziejuważać.
Doszładodomubabci,weszłanastrychirozejrzałasię