Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
Zamierzałemdonichpodejść,alenametalowych
schodachewakuacyjnychspostrzegłemkogośbardziej
interesującego.
Poszedłemwzdłużścianypowydeptanejścieżce,
dotarłemdoZdzichaZabiegłego,poprzednikaFortuny,
technikakryminalistyki,któryjeszczepracowałwpolicji,
jakmnieprzydzielonodokomendywPucku.
Uśmiechnąłemsięipodałemmurękę.
No,no,no,panieZabiegłypowiedziałem.
Słyszałem,żepracujeszwochronie,aleniewiedziałem,
żedałeśsięprzekonaćdotegomiejsca.Totenwystrój
wnętrz,czyszyldzbrokułemnachłodniciebiedotego
skłonił?
Zdzichuwyjąłczerwoneluckystrikeiskierowałpaczkę
wmojąstronę,odmówiłem.Popółrocznejprzerwie
ciągnęłomniedopaleniaszczególniegdydym
papierosowypoleciałzwiatremnamojątwarz.
Zacząłemwochronie,botomiałabyćnudnarobota
zaśredniepieniądzeodpowiedziałZdzichuzfajką
międzyzębami.Alezamnąsięwszystkociągnie.
Atyco?Niemaszcorobić,żedomnieprzyszedłeś?
Możnatakpowiedzieć.Podciągnąłemsięnapręcie,
byrozciągnąćobolałenogi.Powieszmi,copowinienem
wiedzieć?Możebyćdługahistoria.
Oboknasprzeszłodwóchpolicjantówwmundurach.
Świecililatarkamiwtrawę.
MiałemzmianęzWioletąMisztalewskąitymnowym,
chybaMateuszem,czyMariuszem.Zdzichuzmarszczył