Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
Potrząsnęłagłową.Ważne,żebysięnatymnieskupiać;takmówił
Terry,jejwspółlokator.Niemyślećozapachu,niemyślećowietrze
smagającymodludneklify,ajużzpewnościąniemyśleć
oszczególnymwpływieupadkuzbardzodużejwysokościnamate
rię
orga
nicznąciała…
–Cholera.Potrzebujętlenu.
Heatherwepchnęłapogniecionypapierdoszuflady,żebyzniknąłjej
zoczu,izeszłazpowrotemnadół.Zmierzaławłaśniewkierunku
tylnychdrzwi,kiedypodomurozniósłsiędźwiękdzwonka.
Mdlącyuciskwpiersinatychmiastustąpiłmiejscawściekłości.
Topewniedomokrążca,ktośzezbiórkącharytatywnąalboktóryś
ztychpaplającychoBogu.AlbocholernypanRamsey.Ruszyła
dodrzwi,zawczasudelektującsięwyrazemtwarzynatręta,kiedyrzuci
mu:„Jakpanśmie,niewidzipan,żejestemwżałobie?”.Widok
wysokiej,eleganckoubranejstarszejkobietywprogubyłdlaniej
zaskoczeniem.Niemiałazesobążadnychdokumentówanipuszki
nadatki,miałazatozamkniętenaczynieżaroodpornewdłoniach
iwyrazwspółczucianatwarzy.
–Wczymmogępanipomóc?
–Heather?Oczywiście,żetak.–Kobietauśmiechnęłasię,aHeather
poczuła,jakjejgniewrozwiewasięwnicość.Miałabardzokrótkie
siwewłosy;wieleosóbwyglądałobyniekorzystniewtejfryzurze,ale
kościpoliczkowebyłyuderzającokształtne,atwarzładnaipociągła.
Heatherniebyławstanieodgadnąćjejwieku;zpewnościąbyłastara,
starszaniżjejmatka,aleskóręwciążmiaławdużejmierze
niepoznaczonązmarszczkami,aszareoczypatrzyłyjasnoibystro.
MaryPoppins,zezdziwieniempomyślałaHeather.Przy
po
mina
miMaryPoppins.–JestemLilian,skarbie,mieszkamniedaleko.
Wpadłamtylko,żebyupewnićsię,jakdajeszsobieradę.–Podniosła
naczynie,wraziegdybyHeatherdotądgoniezauważyła.–Mogę
togdzieśodłożyć?
Heatherodskoczyłaoddrzwi.
–Jasne,przepraszam.Wejdź.
Kobietapłynnieprzeszłaprzezkorytarziskierowałasięwprost
dokuchni–pewność,zjakąsięporuszała,wskazywała,żedobrzezna
tomiejsce.
–Totylkogulasz–oznajmiła,odkładającnaczynienablat.
–Jagnięcina,marchew,cebulaitakdalej.Niejesteśaby
wegetarianką,skarbie?Niejesteś,takwłaśniemyślałam.Dobrze.
Podgrzejtopowoliwpiekarniku.–ZauważyławyraztwarzyHeather