Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
wielkiciołku!nawetrąkopuścićniechcesz,zobawyabyśichnie
dźwigał.
UstaMilitorapobladłyzgniewu,anosbrodaipowiekikrwią
zaszły.
—Ciołekniemarąk—mruknąłrzucajączjadliwespojrzenia
—alemałapy,jakktośzmoichznajomych.
—Cicho!...—rzekłEustaahy—widziszMilitorze,pandeLoignac
czyninamzaszczyt,skoroznamiżartuje.
—Nie,jakBógżywy!janieżartuję—odparłLoignac—ale
owszempragnęabytenwielkismarkacz,pojmowałnależycie
znaczeniesłówmoich.Gdybybyłmoimpasierbem,kazałbym
mudźwigaćmatkę,brata,tłomok,i,jakmiBógmiły!samwlazłbym
natowszystko,gotówwyciągaćmuuszyiprzekonaćgo,żejest
prawdziwymosłem.
Militorzupełniestraciłminę;Eustachynibybyłniespokojny;lecz
zpodtejniespokojnościprzebijałasięniejakaradośćzupokorzenia
pasierba.
Lardille,dlarozwiązaniawszelkiejtrudnościiuwolnieniaswojego
pierworodnegoodszyderstwpanadeLoignac,podałamukartę,
wydobytązeskórzanejkoperty.
PandeLoignacwziąłjąiczytał:
„EustachydeMiradoux,26-gopaździernika,osamempołudniu,
bramaświętegoAntoniego.
—Idźcieżwięc—rzekł—auważajcie,abyścieniezapomnieli
któregozwaszychładnychlubbrzydkichbębnów.
EustachydeMiradouxznowuwziąłmałegoScypionanaręce;
Lardilleznowuprzyczepiłasiędojegopasa;dwojedziecirównież
uchwyciłysuknięmatki,icałetorodzinnegrono,strzeżoneprzez
milczącegoMilitora,udałosiękuinnym,którzyczekali
powytrzymanymjużprzeglądzie.
—Niechżecięmorowepowietrzeogarnie,panied’Epernon,
ztwoimiżołnierzami!...—mruknąłpodnosemLoignac,patrząc
naprzechodzącegozcałąrodzinąEustachegoMiradoux.
Apotem,obróciwszysiędodał:
—Dalej,ktotamzkolei!
Tesłowastosowałysiędoczwartegokandydata.
Byłonsamibardzosztywny,założyłśrodkowypalecnawielki
iszczotkamispędzałkurzzsiwegokaftana;wąsyjego,podobne
dokocichwłosów,zieloneibłyszcząceoczy,brwi,którychłuktworzył
wystającepółkolenadwystającemipoliczkami,inakoniecwązkieusta,