Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
Ale,ale,dajmidokładnyadres.
MiędzybramąBussyahotelemSaint-Denis,prawienarogu
ulicyAugustyanów,odwadzieściakrokówodwielkiejoberżypod
„Mieczemwalecznegorycerza.”
Bardzodobrze.Więcoósmejwieczorem.
Cóżuczynićzamierzasz?...zapytałHenryk.
Zobaczysz,usłyszysz.Tymczasemwróćdodomu,ubierzsięjak
najstrojniej,przywdziejnajkosztowniejszeklejnoty,skropwłosy
najdelikatniejszemipachnidłami;dzisiajwieczórzdobędziesztwierdzę.
ObycięBógwszechmocnywysłuchał,bracie!
Henryku,kiedyBógniesłyszy,toszatanwówczaspewnonie
głuchy.Żegnamcię,bomojakochankaczeka;nie,chciałemraczej
powiedzieć,kochankapanadoMayenne.Napapieża!tasięwcalenie
wzdraga.
Bracie!
Przepraszam,mójtypięknykupidynku,nieczyniężadnego
porównaniamiędzytemidwiemadamami,bądźotemprzekonany,
chociażwnoszącztegocomipowiadasz,wolęmoją,araczejnaszą.
Aleonaczekanamnie,aniechcęabyczekała.BądźzdrówHenryku,
dowidzeniawieczorem.
Dowidzenia,Anno.
Braciaścisnęlisięzaręceirozeszlikażdywswojęstronę.
Jeden,gdyuszedłblizkodwieściekroków,śmiałozapukałdodrzwi
pięknegodomunaplacuNôtre-dameirównieżśmiałozatrzasnął
jezasobą.
Drugi,milczączapuściłsięwciasneikręteuliczki,przytykające
doPalais.