Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
Więcniemożepanpodaćpersonaliówdenatki?
Tak,iterminologiaakuratna.Ondotegowszystkiegojąkasięodrobinę.Tyle,
iletrzebadlaprzydaniawytworności.Boterazmodanająkaniesię,któreoznacza
namysłipewnąambiwalencjęsądów,nonszalancjęizarazemdrobiazgowośćanalizy.
Niewiemodrzekłem,szczękajączębami.Alewydajemisię,żeonama,że
miałanaimięWera.
Agdziejejubranie?
Ubranie?Gdzieśpowinnobyć.Możewłazience.
Izrobiłomisięwstyd.Machinalniesprawdziłem,czymamspodnienasobie.
Żebytosięjużskończyło.Żebysięwogóleniezaczęło.
Korsakposzedłdołazienki,zachwilęwróciłzpustymirękami.
Zapalświatłopowiedziałrzeczowymtonemtenodwielkiejwalizy.Któryśz
policjantównacisnąłtaster.Zmrużyłemoczyprzedpotopemporażającegoświatła.
Nocóżodezwałsiępodkomisarz,myknąwszyuprzednio.
Alewtedytechnikdochodzeniowypodniósłwnasząstronęmigocący
elektrycznymświatłemskalpel.
śladyspermynaprześcieradle.
MatkoBoska.Toniemożliwe.Jajestemschludnyjęknąłemcicho.
Wszyscypopatrzylinamnie.Gdzieśwtychzagonachuliczaoknemodezwałsię
alarmsamochodowy.Gwizdałhisteryczniejaksygnałkaretkipogotowia.
Przepraszamrzekłtechnik.Tozaschniętyskrzepkrochmalu.
DziękiBoguizato,pomyślałem.Dlaczegojanieumarłemwcześniej.Tylerazy
miałemokazję.Wszystkosięnieukłada.Nieukładaodlat.
NocóżpowiedziałKorsak.Ajatakstrasznienielubięrozpoczynania
myśliodtegoBnocóż”.Pojedziemydokomendy.
Ubrałemsięjakotako,wyjąłemzszafkidokumenty,zwłasnejinicjatywyje
wyjąłemiwtowarzystwieKorsakaoraztychdwóchpierwszychpolicjantów
wyszedłemnaschody.Drzwisąsiadówbyłylekkouchylone,spostrzegłemwieleoczu
wlepionychwemnie.Wszystkojedno,pomyślałem.Teraztojużwszystkojedno.Tak
sięmusiałoskończyć.Alecosięmiałotakskończyć.Mojeżycie.Mójlos.Mójniefart.
Nadole,przeddomem,międzykaretkamiczekałsamochódosobowy.Na
dachuobracałysiękoloroweświatła.Zauważyłem,żelewebyłoczerwone,natomiast
praweniebieskie.Kiedyśeskortowanopieszo.Czasemwpociągu.
Obajpolicjancisiedlizprzoduwozu,ajazKorsakiemztyłu.Samochód
wytoczyłsięnamroczniejącąulicęmiędzyszamoczącesięwkorkachauta.Śród
pobekiwaniaklaksonówsunęliśmywolnowstronęplacuTrzechKrzyży.Słabyruchw
słabymmiasteczkuosłabłegokontynentu,pomyślałem.Gruzowiskozapomnianych
wojen,umarłychreżymów,niedokończonychcywilizacji.Jakaśgwiazda,zpewnością
fałszywagwiazdazarannawytrzeszczałasięnaddolinąulicy.
Jachybaumręszepnąłem.
Copanpowiada?ocknąłsięblondyn.Włyśnięciachświatełlatarniulicznej
spostrzegłemzadbanyczubekjegogłowy.Troszczyłsiępewnieotewątlutkie,pisklęce
włosy,którecofałysięzuporemkupotylicy.Topedant.Obawaowłosyuczy
mężczyznępedanterii.
Źlesięczuję.Ciąglejeszczeciemno.Któratogodzina?
Dziewiętnastapowiedział,spoglądającnapustyprzegubręki.
Dziewiętnasta?powtórzyłem.Amniesięwydawało,żetoświt.Zgubiłem
gdzieścałądobę.
Cosięstało.Cosięstałozemną.Skądśtowszystkoznam.Ktośmiotym
opowiadał.Alboczytałemwgazecie.Ontaksiętroszczyoswojewłosy,ajamamich
zadużo.Zostawiłbymmuwspadku.Mniesięjużwłosyznudziły.
5