Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
Korsakskinąłgłową,akiedyzamknęłysiędrzwi,zachęciłzczymśwrodzaju
współczucia:
No,słuchampana.
Miałtwarzwłaściwieoostrychrysach,alejakbywostatnimmomencie
zmiękczonychprzezopatrzność.Napewnoumiałuśmiechaćsięciepłoiprzyjaźnie,
kiedybyłapotemuokazja.
Niewiem.Niewiem,czytakbyło.Wszystkomisięplącze.Cośzdalekiej
przeszłości,cośzdawnychlat,zwczorajszegodniaizostatniejnocy.Niewiem.
Pamiętamtylko,żemisięstrasznienudziło.Alemniesięzawszenudziło.Chciałem
cośzałatwić,czekałemnajakieśtelefony.Alebyłototylkooszukiwaniesamegosiebie.
Wyszedłemnabalkon,przyglądałemsięwróblom,biłysię,kopulowałybezwstydnie,
czekały,żerzucęimjakieśokruchy.Rozsuwałysięciężkiechmuryiwyszedłzmgły
PałacKultury,naktóryczęstopatrzęinicwnimniewidzę.Późniejleciałsamolot,
pewniezMoskwydoParyża,płynąłtakwysoko,żezobaczyćmożnabyłotylkobiały,
mocnorozrzedzonykilwaternaczystymniebie.Iwtedyspostrzegłem,żetenłuk
pozostawianychspalinjestbardzogłęboki,prawiepółkulistyiuświadomiłemsobie,
jakniewielkajestZiemiaijakniebezpieczniebliskijesthoryzont,zaktórymZiemia
spadastromokuobcymkrajom,kuobcymmorzom.Zrobiłomisięjeszczebardziej
nieswojo.Poczułemsięsamiwłaściwienikomuniepotrzebny,nawetrubrykom
statystycznym,amożenawetsamemuPanuBogu.Aprzecieżgdzieśw
podświadomościtkwiłapamięćotychzaprosinachnaimieninyludzimiłych,aletakże
nikomuniepotrzebnych.Jajużnielubiętychzdawkowychspędówdosyćnudnychdla
mnieosobników,cozkieliszkamiwrękustojąpokątachpokojuirozmawiająo
wszystkim,toznaczyoniczym.Jasiębojętakiegozamknięciazbliźnimi,których
unikamnaulicy.Uciekamprzednimidokołazastawionegostołu,umykamdokuchni,
kryjęsięwłazience.Kiedyślubiłemspotkaniaznieznanymialboniedośćznanymi
osobami.Odczuwałemjakąśwewnętrznądrżączkęjakmyśliwywkniei.Kogośraptem
urzekłem,kogośuwiodłem,kogośzepatowałemrozkosznie.Aleterazżyłkamyśliwska
osłabła.Odechciałomisiępolowaćnaniezamożnych,wyliniałych,szukających
ratunkubliźnich.Chcąodemnienektarupocieszenia,ambrozjiotuchyalbozwykłego,
choćbywyświechtanegosłowapociechy.Leczjaprzecieżniemamjużnicdorozdania.
Jasampotrzebujęmiłychkłamstewekiodrobinęzdawkowegopodziwu.Pogardzam
takąjałmużną,alejestmipotrzebnajaklekkiniuchtaniegonarkotyku.Zatemzgóry
nienawidziłemprzezcałydzieńtegoprzyjęciaiprzysięgałemsobie,żeprędzej
zdechnę,nimwyjdęzdomu.Więcobszedłemcałemieszkanie,strąciłempyłzwinięty
wrulonikipodmartwymikaloryferami,wyjąłemjednączydwieksiążki,próbując
czytać,zapaliłemizgasiłemtelewizor,apotemnagle,żebysięnierozmyślić,
chwyciłemmarynarkęijużbyłemnaschodach.
Przepraszamodezwałsięblondyn.Muszęcośsprawdzić.Zaczął
trzaskaćklawiszami,odezwałasięjakaśmuzykaapotemmójchrypiącygłos.W
porządku.Słuchampana.
Zacząłemodobszernejpreambuły,bochciałbym,żebypanzrozumiałmoją
sytuacjępsychologiczną,awtedy,byćmoże,jaśniejszywydasiębiegzdarzeń.
Umilkłemnachwilę,aonskorzystałzokazjiiztymdziwnym,obszernym,
automatycznymruchemłokciuniósłdłonieiprzygładziłpuszekwłosównaskroniach.
Ktośokropniekrzyczałzaścianą.Korsakuśmiechnąłsięzachęcająco.
Niewiem,wszystkomisięplącze.Alechcęopowiedziećnajprawdziwiej.
Najszczerzejzmegopunktuwidzenia.Jawiem,żeniemaprawdyobiektywnej,więc
niechbędziemojawłasna,osobista.Zatemznalazłemsięnatychimieninachi
wszystkoprzebiegałojakzwykleprzytakichokazjach.Aletymrazembyłanieznajoma
itrochędziwnadziewczyna.Coprawdadziwnośćjejtakżewydawałamisięskądś
7