Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
taksięniestało.Magdaczułanarastającygniew,byładrażliwabardziej
niżzwykle.Nasamąmyśl,żechłopcypopijająpiwowBiesie,aona
stoiprzygarach,przyrządzająckolejnąwymyślnąkolację,trafiał
jąszlag.Starałasięignorowaćuczucia,któreuparciedobijałysię
doniejzpytaniem:codalej.Niewiedziała,copocząć.Owszem,
kochałaBłażejaichciałaznimspędzićresztężycia,ajednaknie
potrafiłukoićjejstrachu.ZatoDamian…Jejspojrzeniepowędrowało
natelefontkwiącywsamochodowymuchwycie.Przełknęłaślinę.
Zwolniłaipowoliotworzyłalistękontaktów.Wybrałanumer,
zgrzytajączębami.Możepoderwałjużjakąślaskę?Wiolka
zksięgowościśliniłasiędoniegooddłuższegoczasu.
Minęłopięćsygnałów,zanimodebrał.
–Czyżbyotworzyłysiębramypiekieł?–Żadnegopowitania.
Magdauśmiechnęłasiępodnosem.TypowyDamian.
–Byłamzajęta,trochęodpoczywałam,przygotowywałamsię
dorozprawy…–Wiedziała,żejejtłumaczeniebrzmidość
chaotycznie.
–Nieściemniaj,Magda.Wiemżetwójchłopakbyłuciebie,nie
jestemgłupi.–Usłyszałazniecierpliwionewestchnienie.
–Ocochodzi?Jakitymrazemmaszproblem?
–Chcęcięzobaczyć.–Wydawałojejsię,żepowiedziała
tozacicho,boniezareagował.Zerknęłanawskaźnikzasięgu,myśląc,
żemożecośniefortunniezerwałopołączenie,aletenbyłpełen.
–Damian?–dodałagłośniej,czując,jakjejpoliczkizaleważar
wstydu.Nielubiłarobićzsiebieidiotki.
–Przyjedź,jestemwdomu.–Niepożegnałsię,tylko
bezpardonoworozłączył.
Wypuściłazulgąpowietrze,choćnawetniezdawałasobiesprawy,
żejewstrzymuje.Bałasię,żepoślejąwcholerę,ichybamiał
natoochotę,ajednakkolejnyrazsięprzekonała,żemożenaniego
liczyć.Dodałagazu.Gdypokilkunastuminutachpodjechałapoddom