Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
Żebyspisaćhistorię,musiałemwrócićtam,gdzie
wszystkosięzaczęło,naprzedmieściaBuenosAires,
doslumsówVillaFiorito.Tyleżeniktniechciałmnietam
zabrać.Byłpoczątek2020roku,ostatnidzieńmojego
pobytuwstolicyArgentyny.Planzakładał,żepojadętam
tużprzedwyjazdemnalotniskoEzeiza,zktóregoodlecę
dodomu.„Naprawdęchcepantamjechać?”,dopytywał
kilkukrotniejedenzkierowców,zanimniechętniezgodził
sięnakurs.
Zjechaliśmyzautostradyipokonaliśmykilkarond.
Milczeliśmy.Niewiedziałem,comnietamczeka,choć
miałemprzecieżjakieśwyobrażenieotymmiejscu.Ulice
stawałysięcorazwęższeicorazbardziejwyboiste,domy
zamieniłysięwniedużekostkizniedokończonymi
ogrodzeniami,czasemzzaniedbanązielenią.Przed
smutnowyglądającymiogródkamigniłycałeworki
odpadów.Minąłnasmężczyznapowożącykonnym
wozem,wyładowanympobrzegikartonami.Bose
dzieciakikopałypiłkęnaubitejdrodzegruntowej,
akobietydźwigałyolbrzymietorbypełneniewiadomo
czego.Podejrzewam,żeniewielezmieniłosięwtej
okolicyodczasów,gdyporazpierwszywybrałsiętam
FrancisCornejo.
Podrodzedomiejsca,gdziezaczynałasiępodróż
Maradony,nietrafiłemnaanijedenznak.Mamnamyśli
ulicę,naktórejnauczyłsiętegowszystkiego,czegonie
możenauczyćtrener,mamnamyśli
potrero
,placubitej
ziemi,naktórymcałymidniamiDiegograłwpiłkę.Dzisiaj
stojątambylejakskleconedomkizblaszanymidachami.
Byłociepłepóźnepopołudnie.Zwolniliśmy
zamężczyznąwkrótkichspodniachiznagimtorsem,
któryszedłśrodkiemgruntowejdrogi,omijającsterty
gruzu.Niezatrzymującsię,kierowcataksówkizapytał
przezcienkąszparęwopuszczonejszybieodomDiego.
„Otam,200metrówdalej”.
„Proszę,jest.Czymożemyjużjechać?”,dopytywałmój
podenerwowanyprzyjaciel.
Wreszciestanęliśmyprzedpierwszymdomem