Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
śmiercionośnychdymów,brunatnego,oblepiającegowszystkobłota,
wszechogarniającegozanikujakiegokolwiekkolorytu,przerywanego
jedynieczerwonozłotymiśmiercionośnymibłyskamiwybuchów
artyleryjskich.
Mężczyznakuliłsiędojednejześcianokopu.Francuskiepociski
niestanowiłydlaniegowiększegozagrożenia.Schronznajdowałsię
wystarczającogłębokoimiałnatylewzmocnioneściany,żeby
zabezpieczyćprzeztradycyjnymipociskami,którychzresztąjedna
trzeciaitakniewybuchała.Coinnegobombyczykilkutonoweminy,
aletychFrancuziniemieliwiele.
Najbliższą,szerokąnapółtorametraprzestrzeńkorytarzaokopów
zajmowałosiedmiużołnierzy.Leżelilubsiedzieliskuleni,starającsię
niepozwolićpaździernikowemuchłodowiprzeniknąćprzezgruby,
wojskowypłaszcz.Cojakiśczasdreszczzimnaczystrachuwstrząsał
którymśzpozostawionychnapastwęwojnyciał.Tych,którzyjeszcze
żyli.Jakimścudemocaleliwczasietego,trwającegojużcztery
miesiące,szaleństwa.Ichoczyniewyrażałyemocji.Byłypuste.Jak
uczłowiekapozbawionegonadzieipomyślałmężczyzna.Ciludzie
przestalijużcokolwiekrozumieć.Mieliwrażenie,żeświatoszalał.
Żeznajdująsięmożenainnejplanecie.Przerażającyhuk,trzęsącasię
ziemia,napiętemięśnie,jakbypróbującebronićsiętymnapięciem
przedwtargnięciemkawałkówmetalu.Złość,nienawiść,bólistrach.
Gryzący,czasemzabójczydym.Tumanypiachuwyrywanego
wybuchamibombnakilkametrówwgórę.Kikutydrzew.Spalone
domostwa,poktórychzostałytylkostercząceoskarżycielskowniebo
kominy.Gnijące,poszarpanezwłoki,wiszącenazasiekachzdrutów
kolczastych.Dołyzpuchnącymitrupami,dowodamiludzkiejgłupoty
iwzajemnejnienawiściprzedstawicielitejsamejrasy.Taknie
wyglądałaMatkaZiemia.To,cowidzieli,niemogłoistniećnaprawdę.
Musiałobyćwytworemwyobraźnijakiegośchoregoumysłu.Snem,
którypowinienzarazsięskończyć.