Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
Niestetynielubiłmotorów.Więckiedytylkonadarzyła
sięokazjamiećtowszystko,cooferowałjednoślad,ale
wformieeleganckiegoautomobilu,niewahałsięani
chwili.Takiejokazjiniezamierzałmarnować.Zapłacił
zamercedesaciężkiepieniądze,alekażdywydanycent
byłtegowart.
Tego,abywtakąnocjakdziśpomyślał,jadąc
wkierunkuHoteluAmbasadorczućwiatrnapoliczkach
ipatrzećnabezchmurne,rozgwieżdżoneniebo.
Jużzdalekazauważyłwolnosunącelimuzyny.
Podjeżdżałyjednapodrugiej.Drogie,lśniące,ale
przysadzisteitoporne.Nieto,cojegoautko.Zwinne,
smukłeimruczącerównomierniewrytmpracującego
silnikaopojemnościponadsiedmiulitrów.
Zczułościąpogładziłkierownicę.
Dotykałjejdelikatnie,niczymgładkiegociałakochanki.
Niewstydziłsięprzyznać,żekochałtensamochód.Dbał
oniego,dopieszczałgoibyłzniegodumny,niczym
ojcieczsyna.Amercedesodwdzięczałmusiędoskonałą
jazdąiniesamowitymiwrażeniami.
Kilkaosób,którezmierzaływstronywejściadohotelu,
obejrzałosięzasiebie.Spoglądalizpodziwemnabiałą
karoserięzesrebrnymizdobieniami.
TakpomyślałMarcorobiwrażenie.
Kilkaeleganckichdamzwróciłouwagęnietylko
nasamochód.Przyglądałysiękierowcy.Szeptały
dosiebie.Uśmiechałysiędyskretnie.Rzucały
mupowłóczystespojrzenia.Flirtowałygestem,bezsłów,
zachęcającdorozmowy.Aleonniezwracałnanieuwagi.
Miałjasnowyznaczonycel,doktóregodążył,iniemiał
zamiarusięrozpraszać.
Licznegronofotografówzwróciłosięwjegostronę.
Ruszylizaparatami.Zbokubłysnęłyflesze.Zasłoniłoczy
ręką.Niedlatego,żebłyskgooślepił,aledlatego,żenie
miałochotyznaleźćsięwplotkarskichgazetach,
wktórychzadawanobysobiepytanie,kimbyłtajemniczy
mężczyznawbiałymmercedesie.
Odzawszeunikałfotografów,zdjęćireporterów.Te,
którekiedyśmuzrobionoiktóreleżaływdośćopasłej