Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
połyskującychnakasztanowo,lekkopofalowanych,
miękkichwłosów.Całowałemjątakdługo,jaktylko
minatopozwalała,porazpierwszywżyciuczując,
żektoścałkowiciemnązawładnął.Traciłemrozum
ikontrolę.
–Wystarczyjaknapierwszyraz.–Odepchnęłamnie,
chociażwcaleniemiałanatoochoty.Zrobiłato,gdyż
takwypadało.Opamiętałasię,botowsumiedość
niespotykanasytuacja,ajachciałemcorazwięcej
iwięcej...Zapomniałemcałkowicieozmęczeniu,
dokumentachdowypełnieniaiodrodzepowrotnej
dodomu.Podniosłemzziemimarynarkęistrzepałem.
Założyłemjąszybkonasiebie,bozrobiłomisiętrochę
chłodno.
–Cotuwogólerobisz?Niewidziałamcięnaterenie
kurortu.Tomałamieścina–kilkanaścietysięcy
mieszkańcówwsezonie.Dokładniewidać,ktojest
przyjezdny,ktoszukaprzygódnaturnusach,akto
przyjechałdopracy...–Rozgadałasię,płynnie
zawracajączeżwirowejdroginapoboczegłównejjezdni
prowadzącejdomiasta.Szedłemobokniejwiernie
niczympies.
–Jestempsychologiem.
–Pfff,tojakiśżart?
–Nie,dlaczego?Niewyglądam?Niewzbudziłem
twojegozaufania?
–Czyjawiem...Jesteśprzystojnyichybatylko
tomniekutobieprzyciągnęło.Świetniecałujesz,alenie
wiem,czyzdajeszsobiesprawę,żetwójrozklekotany
samochód,któryteżniestanowijakiegośszczególnego
atutu,pozostałdalekowtyle.–Obejrzałasięprzez
ramię,zmieniającnagletematrozmowy.–Tamtenjest